I.
|
Uwaga: Strofy czytamy poziomo! Tak jak w I rozdziale poniżej!!
|
1. Dawno temu (albo wczoraj) Była już wiosenna pora I się miało ku majowi; Do stolicy miał z Katowic Lecieć An-24. Już wejść miały pasażery, Gdy tą wieścią pan kapitan Stewardesy swe przywitał, Zanim zasiadł za sterami: „Ed Makula leci z nami!” Spore wśród nich poruszenie Wywołało to stwierdzenie;
|
2.
|
3. Bo od losu rzadko w darze Taki trafia się pasażer: Słynny pilot i mistrz świata, Wszędzie bywał, wszędzie latał; Wielokrotnie nagradzany, Wielce znany i uznany Za szybowcowego króla - Legendarny Ed Makula! Wśród pań, co w załogi składzie Traf postawił na pokładzie, Była także Małgorzata. „Cóż to za persona grata?1 ”
|
4. Dziewczę w duchu medytuje; „Już ja go tu przyfiluję!” Tak jak chciała się też stało: W trakcie lotu się udało Zapanować nad rąk drżeniem I ogarnąć go spojrzeniem. Pan kapitan był statury2 Średniej i kształtnej postury, A z urody - przeuroczy: Miał zabójczo modre oczy, O przejrzystej dziwnie toni, I wspaniały szpak na skroni.
|
5. Nie dziw, że to na Małgosię Spadło gradem odczuć, co się Objawiło sporym dreszczem, Tyleż nagłem, co złowieszczem. Ed ją także beznamiętnie I na pozór obojętnie Głasnął wzrokiem po figurze, Lecz wrażenie było duże.
|
6. |
1 persona grata (łac.) – osoba ceniona, ważna, mile widziana. 2 statura (łac.) – daw. wzrost.
|
II.
|
Nie da tego się zaprzeczyć, Że coś na tak zwanej rzeczy Być musiało, skoro strony Wymieniły telefony. Nie minęło czasu wiele - W któryś piątek, czy w niedzielę, Edward dzwoni do Małgosi I na wspólną kawę prosi. Wieczór udał się na szczęście, Stąd też dzwonił nieco częściej I zapraszał Małgorzację Na obiady bądź kolacje.
|
Pan kapitan był szarmancki, Czarujący, elegancki, Może nieco powściągliwy, Za to ciepły i życzliwy. Gosia była romantyczna, Żywiołowa, spontaniczna, Elokwencji błyszcząc czarem I urodą ponad miarę. Było pięknie, było miło, Aż na koniec - zaiskrzyło. Trochę mieli też po drodze, Bo latali wraz w załodze.
|
Aż w Atenach - tam skąd mity, Z inspiracji Afrodyty, (oraz w zmowie z nią - Ikara, Szepczącego: „Co za para!”), Przy kolacji na świec siedem Małgorzatę razem z Edem Wzniosła naszła ta konkluzja, Że to nie jest serc iluzja I że właśnie świetnie będzie, Jak polecą razem – wszędzie. Wszystko poszło znakomicie, Gdyż się zamiar wcielił w życie.
|
 |
Nie minęło czasu wiele - Nową jakość życie ściele: Widzi (będąc z sobą szczery) Ed, że w ręce bierze stery, Gładko, że aż boli głowa, Nowa pani Makulowa! Rzekł więc Edward do Edwarda: „Edek, jesteś sztuka twarda, Nie zmógł cię wyrostka atak, A da radę Małgorzata?” Lecz te argumenty walne, I skądinąd racjonalne,
|
 |
Nie zmieniły nic w ogóle, Bo w uczuciach chemia rulez3! Choć więc mistrz był w stadle głową (Czasem miał ostatnie słowo), Lecz ustawiać ją do świata Miała szyja – Małgorzata.
|
|
|
3 rulez (właśc. ang. rules) – rządzi, decyduje. |
III.
|
 |
W katowickim familoku, W izbie, kajś na drugim sztoku4 , Siedział sobie wiekiem steran, Legionowych walk weteran, W których walczył Bóg wie iluś (czyli pan Makula Wiluś, Co z Piłsudskim szedł na Kijów), Przy popołedniowym tyju5 . A z nim wraz - lepsza połowa I niewiastka (lub synowa). Nagle patrzą – na ty bogi6 - Toż w rodzinne wkracza progi
|
Ecik7, trzimiąc blumy8 w rynku, I kożdemu po gyszynku9. Przed nim z kiecką podkasaną, Dziołcha z butem za kolano, Idzie dziarsko równym krokiem, Z gęstą miną, strzygąc okiem, Niczym najpiękniejszy bies. „Herrgott10 , Ecik, co to jest?” - Jęknął pan Makula – tata. „To jest właśnie Małgorzata”. „Godej, jak ci na to przyszło?”
|
 |
„Fater11 , wiysz - tak jakoś wyszło”. Seniorowi, gdy ochłonął, Dawny blask w oku zapłonął I z szarmancją jął rozmową Bawić nową swą synową. Zaś Maryjka, Eda mama, Chociaż znerwowano12 sama, Lecz, zdążywszy na stół podać, Zaczła tyż po leku13 godać. Ed tłumaczył bardzo sprawnie; Wyglądało to zabawnie, Bo Małgosia - choć morowa, Z śląskiej godki – ani słowa. Tak czy owak, już przy winie, Było całkiem jak w rodzinie.
|
|
4 na drugim sztoku (śl.) – na drugim piętrze. 5 tyj (śl. z niem.) – herbata. 6 na ty bogi (śl.) – w tym momencie, w tej chwili. 7 Ecik (śl.) – Edek, Edzio. 8 trzimiąc blumy w rynku (śl.) – trzymając kwiaty w ręce. 9 kożdemu po gyszynku (śl.) – każdemu po prezencie 10 Herrgott! (niem.) – O Boże! Na miły Bóg! 11 fater, faterek (śl. z niem.) – ojciec, tata. 12 znerwowano (śl.) – zdenerwowana. 13 po leku (śl.) – powoli, po trochu.
|
IV. |
Los tak sprawił osobliwy, Że kapitan miał dwie ksywy, Przez przyjaciół zwan był „Edem”, Wśród pilotów – „Foką14 Jeden ”. Mąż spokojną bywał Foką, Małgorzata zaś – con fuoco15 ; Tu – tranquillo16 , tam – amente17 (Coś jak Cześnik wraz z Rejentem); Nie od rzeczy powiadają, Że kontrasty się kochają. Stąd mąż zwykł określać żonę Bombą z nieznanym zapłonem
|
I jej nadał – jak wieść niesie - Wdzięczne pseudo: „Czarny Wrzesień”18 . Rozmaite wniósł uroki „Czarny Wrzesień” w życie „Foki”: Było pięknie i lirycznie, Ale głównie - dynamicznie; Było słońce, były burze, I na świata kraj podróże. Jak nie w pracy – zwykle w trasie: W Kalifornii i Teksasie, I w zachodniej Stanów stronie, Przede wszystkim w Arizonie,
|
 |
Gdzie zdobytą skądś landarą Objeżdżali Park Saguaro19 . Byli w Utah i Meksyku Oraz w innych miejsc bezliku. Czasem w zimie, czasem w lecie, Wędrowali gdzieś po świecie. Czasem w lecie, czasem w zimie, To w Boliwii, to znów w Limie, Czy hen, na krańcach Australii - W Nowej Południowej Walii. I tak właśnie – niebanalnie - Żyli niekonwencjonalnie, Pośród dwojga serc uniesień, Z „Foką Jeden” „Czarny Wrzesień”.
|
|
|
14 „Foka-1” – jednomiejscowy szybowiec wyczynowy klasy standard, na którym na początku lat 60. XX w. latał Edward Makula. 15 con fuoco (wł.) – ogniście, z temperamentem (oznaczenie tempa muzycznego). 16 tranquillo (wł.) – spokojnie, niespiesznie (oznaczenie tempa muzycznego). 17 amente (łac.) – ktoś impulsywny, postrzelony, o najdziwniejszych pomysłach 18 „Czarny Wrzesień” – radykalna palestyńska organizacja terrorystyczna działająca w latach 1970-1973 19 Park Narodowy Saguaro – park narodowy w płd.-wsch. części stanu Arizona, w którym rosną m.in. największe w USA karnegie olbrzymie (saguaro).
|
V. |
 |
Dom schronienie, wbrew pozorom, Dawał wielu lokatorom, Bo zabawną gospodarzy Menażerią los obdarzył, Która (bez czczej gadaniny) Należała do rodziny. Ed z Małgosią - wielcy psiarze, Otrzymali w ślubnym darze, Przy życzeniach i duserach, Uroczego psa – boksera, Z nim zaś później na dwa głosy Szczekał jamnik szorstkowłosy.
|
|
Był też żółw (sic!) - mumia żywa, Którym bokser w golfa grywał. Gdy boksera czas już minął, Jego miejsce wziął mastino20 , Co przepiękną miał obrożę, I (na zdjęciach) nosorożec (Obiekt Gosi pożądania, Ale… większy od mieszkania). Szczekające łapy cztery Wyciągały na spacery Właścicieli notorycznie. Że na świecie było ślicznie,
|

|
Podczas zimy, czy też lata, Miała przeto Małgorzata Nieprzepartą wręcz ochotę, Żeby strzelić „Foce” fotę, Lecz mąż wtedy psuł jej show, Protestując: „Gocha, no!”21 Bo nie cierpiał (zwłaszcza rano), Gdy go fotografowano; Zatem w celu uwiecznienia Brała „Fokę” z zaskoczenia.
|

|
|
|
20 mastino (mastino napoletano) – mastif neapolitański, rasa dużych psów obronnych i stróżujących (ok. 80 cm w kłębie i 70 kg wagi). 21 no! – tu: w znaczeniu przeczenia (ang.)
|
VI. |
Pod niebytność gospodarzy Raz się niefart w domu zdarzył: Strzelił zawór w którymś z kranów I narobił bałaganu. Woda chlusta, wszystko pływa, Wody co i rusz przybywa, Z czego cieszył się szalenie Żółw, nurkując w tym akwenie, Lecz sąsiedzi raczej mieli Mniej uciechy, niżby chcieli; Krótko mówiąc – jest nieśmiesznie.
|
Ed akurat latał w Lesznie, Przy szybowca siedząc sterze; Wtem rozniosło się w eterze, Szybciej niźli wiatr zawieje: „Foka, w domu ci się leje!” Mimo stresu niewzruszony Ed znów latał jak natchniony, Zimnej krwi dowodząc szczytu, I mistrzowski zdobył tytuł. Małgorzata wtedy była W pracy, na pokładzie „Iła”,
|
 |
Który właśnie lot swój zniżał, Aby dotrzeć do Paryża. Zapoznana z sytuacją Łączy się z administracją, Która gorzkie żale śpiewa: „Woda cały pion zalewa, Prędko, pani Małgorzato, Coś zaradzić trzeba na to, Coś zakręcić, coś naprawić, Niech się pani zaraz zjawi!” Choć zła na ten figiel losu, We właściwy sobie sposób
|
 |
I nie tracąc przy tym głowy, Odpowiada tymi słowy: „Miła pani! I w Paryżu Nikt nie zrobi z owsa ryżu; Zatem w domu z tej przyczyny, Mogę być za trzy godziny. Teraz radzę w tajemnicy: Zawór zamknąć trza w piwnicy!” Po bon motach22 takich paru, Mimo wdzięku tudzież czaru, Miała łatkę weredyka23 I ciętego miss języka.
|
 |
Aż raz z grupy pewnej pana Taka spotka ją przygana: „Nosi pani na me oko Swoją głowę zbyt wysoko!” Gosia zaś, nie myśląc wiele, Odpaliła na to śmiele: „Najważniejsze, moi mili, Że wiem, przed kim mam ją schylić!”.
|
|
22 bon mot (fr.) - zwięzłe, trafne, często dowcipne powiedzenie. 23 weredyk (z łac.) - człowiek mówiący wszystkim prawdę w oczy, bez ceremonii, bez ogródek, prosto z mostu
|
VII. |
W telewizji PRL-u, Czyli już przed laty wielu, Popularny program szedł, A zwał się XYZ. Choć im to nie było w głowie, Naraz państwo Makulowie Otrzymali zaprosiny Od pani Terentiew Niny, Aby udział wziąć w nagraniu. Choć, wbrew Małgorzaty zdaniu, Edward zżymał się i syczał, Poszedł z nią na Woronicza.
|
 |
Chyba było wtedy lato,
Widząc Eda z Małgorzatą,
Szepcze Hopfer w ucho Sznuka: „Patrzaj, Tadek – ale sztuka!”, Po czym w głos zdumionym tonem: „Ja nie mogę - Ed ma żonę!” Małgorzata zaś z kulturą, Luzem i dezynwolturą,
|

|
Rzekła, mrużąc wdzięcznie ślipia: „Ależ skąd! Z szybowcem sypia!” Tomasz aż się oblał pąsem, A Sznuk skrzywił się z przekąsem I pomyślał: „Poczekamy… Kiedyś jeszcze się spotkamy”.
|
 |
VIII. |
Wkrótce potem pan Tadeusz Na lotniczy jubileusz Robił audycję radiową, (Rzecz się działa ekspresowo). Dzwoni więc do „Eda” naraz I chce mieć go w studiu zaraz. Mniemał, że argumentami „Między nami pilotami” Skłoni go do aprobaty. Nie docenił Małgorzaty, Bo pechowa rzecz się stała, Że to ona odebrała.
|
 |
Choć skwaszony tym na starcie, Obcesowo i uparcie Wnosi, aby pan kapitan W studiu bez zwłoki zawitał. Wielce sprawę tym spaskudził, Bo się „Czarny Wrzesień” wzbudził I zjędzony niebezpiecznie Rzekł stanowczo, chociaż grzecznie: „Drogi panie redaktorze, Pan kapitan przyjść nie może! Wrócił srodze utrudzony Z pracy do stęsknionej żony.
|
Teraz właśnie się odświeża; Po kąpieli zaś zamierza Iść w objęcia Morfeusza I się z domu dziś nie rusza”. Nie unikał pan Sznuk zwady, Zaraz więc skrzyżował szpady: „Droga pani Makulowa, Jeśli będę mógł dwa słowa Rzec mężowi – udowodnię, Że się zjawi niezawodnie”. Na co Gosia ciut zjadliwie Mówi: „Czekam niecierpliwie!”
|
 |
I słuchawkę daje „Foce”, Której w ucho coś szczebioce. Choć od redaktora Tadka Poszła w eter tęga gadka, Choć poruszył niebo, góry I wyłaził wprost ze skóry, Stanął „Ed” po stronie żony I pozostał niewzruszony. Pan S. został po tym spięciu Wyliczony do dziesięciu, Lecz dobiło już go to, Gdy usłyszał: „No i co?”
|
IX. |
Choć szron gościł mu na głowie, Mistrz o swoje własne zdrowie Dbał zaledwie jako tako: Słynął bowiem wokół jako Tytoniowej fan ekstazy: Ekstra mocne, „goluazy”24 , I z wielbłądem pstrym camele Ćmił namiętnie tudzież wiele. Prosi żona: „Rzuć te pety, Bo ci szkodzą!” Mąż, niestety, Nie przejmował się tym wcale, Aż go wzięli – na sygnale.
|
 |
Powiem tylko Wam na ucho, Że już było z Edkiem krucho. Miast być na aerodromie, Leżał biedak na OIOM-ie I wciąż myślał: „Do cholery, Kiedy siądę znów za stery?” Żona w trosce - nie śpi, nie je, „Kiedyż Makul wyzdrowieje?” Skoro świt, po nocnej pauzie, Już jest przy nim w krankenhauzie25 . I dogadza, i hołubi, Karmiąc, czym najbardziej lubi.
|

|
Koniec końców – wyleczyli, Lecz jedynie pozwolili Na kielicha mieć ochotę, Ale kurzyć – streng verboten!26 Mruczy Edward: „Konowały! Nie zaszkodzi dymek mały…”. Dymek mały, dymek duży, I jak smok znów Edek kurzy. Raz, pozbywszy się kobity, Gęstym dymem szedł spowity. Wtem – viam invenerunt fata27: Bowiem pani Małgorzata
|

Z autobusu to zoczyła I wysiadłszy mu zrobiła Istną średniowiecza jesień - Taki z niej był Czarny Wrzesień!
|
24 „goluazy” (właśc. Gauloises, z fr. „galijskie”) – marka bardzo znanych, mocnych francuskich papierosów 25krankenhauz (właśc. niem. Krankenhaus) – szpital. Mowa o klinice Sankt Georg Krankenhaus w Hamburgu, gdzie miało miejsce leczenie E. Makuli. 26 streng verboten (niem.) – surowo wzbronione. 27 fata viam invenerunt (łac.) – przeznaczenie znalazło drogę.
|
X. |
Przy uroku i przy sławie Edward asa miał w rękawie Którym z czasem się wykazał: Oto bowiem się okazał, Prócz maestrii swej prymarnej28 , Mistrzem sztuki kulinarnej. Choć rzec trzeba całkiem serio, Że gotował z pikanterią, Którą twardziel jeno znosi - Podbił serce tym Małgosi (W szczególności uwielbiane Były placki ziemniaczane).
|
 |
Po bujaniu nad chmurami I po pracy za sterami Wielce się pan Edward cieszył, Gdy z kokpitu do pieleszy Wracał po godzinach wielu; Tam zagłębiał się w fotelu, By w scenerii romantycznej Słuchać muzyki klasycznej; W szczególności zaś wybierał Coś z Mozarta lub z Mahlera. Pani Małgorzata zasię Gustowała w Carrerasie,
|
 |
Będąc od lat wielu stałą Fanką jego zagorzałą. Czy to w grudniu, czy też w maju (jeśli tylko mistrz był w kraju), Dobra była każda pora, By podziwiać głos tenora; Przyszło nawet jej do głowy Aby się nauczyć mowy Katalońskiej – aż zdumiony Był maestro z Barcelony.
|
Taki właśnie mieli eden Czarny Wrzesień z Foką Jeden, Co w bogatej życia treści Lat dwadzieścia przeszło mieścił.
|
28 prymarny (z łac.) – podstawowy, najważniejszy
|
Krzysztof Woźniak Va 1975 |