|
Byłem Nim w dużym stopniu zafascynowany – wciąż pamiętam ten Jego styl, tj.: rzeczowość, werwę, niezwykłą spostrzegawczość, i to, że potrafił się wznieść ponad różne uprzedzenia jakich nie brakowało w tym czasie (lata 1960). Nas uczniów traktował równo, bez względu na wygląd, pochodzenie, miejsce zamieszkania itp.; liczyła się tylko chęć do nauki i poprawne zachowanie. Zajęcia prowadził w stylu akademickim, nie sprawdzał nawet obecności i tego czy ktoś słucha go z uwagą. Najważniejsze było czy coś umie, albo przynajmniej chce umieć.
Pamiętam pewien zabawny epizod, na jednej z Jego lekcji. Kolega z klasy próbował zwrócić uwagę na siebie jednej z naszych dziewczyn w klasie, dość głośnym szeptem: Małgosia, Małgosia, Małgosia... (chodziło – o ile pamiętam – żeby pożyczyła mu swój zeszyt). Profesor Sroczyński odwrócił się od tablicy, i wtedy zaległa cisza, jak gdyby nigdy nic... Powrócił więc do tablicy wypisując następne wzory. No i znów było słychać przez klasę: Małgosia, Małgosia... Gdy odwrócił się po raz drugi, wiedział już kto mu przeszkadza – wskazał na delikwenta palcem i powiedział swym tubalnym i podniesionym głosem:
„Ty! Przestań wreszcie z tym Małgosia, Małgosia... jeśli nie możesz już wytrzymać, to weź i obłóż go sobie lodem!”. Klasa buchnęła śmiechem, a kolega czerwony jak burak – zamilkł."
|
Komentarze obsługiwane przez CComment