Jesteś tutaj: Strona Startowa Absolwenci naszej szkoły Absolwenci dumą naszej szkoły Woźniak Krzysztof
Woźniak Krzysztof
Absolwent 5a 1975
Technikum Elektroniczne
Specjalność: Maszyny i aparaty elektryczne
Wychowawca: Brzeżańska Maria
SŁÓW PARĘ O SOBIE
Motto:
Gdy mi wąs miał się zamiar zagęszczać,
Tata z mamą — sam nie wiem dlaczego -
Uradzili, że będę uczęszczać
Do Technikum Energetycznego...
„I tak to się zaczęło", jak onego czasu śpiewała Halina Kunicka. Zaczęło się wbrew zgodnej a jednoznacznej opinii mych nauczycielek, nakłaniających mnie do kontynuowania edukacji w murach „Żeroma", gdzie nota bene trafiła większość moich koleżanek i kolegów klasowych. Aliści rodzicielski pragmatyzm zwyciężył i w taki oto sposób w Roku Pańskim 1970 stałem się uczniem ówczesnego Technikum Energetycznego.
Początki — jak to zwykle bywa — były mało obiecujące, jednak już wkrótce specyficzna atmosfera panująca w naszej szkole zaczęła robić swoje. Szkoła była par excellence techniczna, ale dawała możliwość wykazania się delikwentom wykazującym inklinacje humanistyczne. Skwapliwie z tego skorzystałem, a pomocne w tym względzie okazały się dwie panie: prof. prof. Bogumiła Kopeć i Teresa Pawela.
Tu pora na małą dygresję. „Wolę bożą" (albo też dopust boży — jak kto woli) do wyrażania się w prozie i mowie wiązanej czułem od lat chłopięcych, przez czas długi miałem nawet brulion z dawnymi, nieporadnymi próbkami swego równie mizernego talentu, ale „w zawierusze dziejowej" też gdzieś się był zawieruszył. Podobnie zresztą jak i moje teksty z czasów szkoły średniej, a było tego dosyć sporo. Asumpt do ich tworzenia dawały najrozmaitsze konkursy oraz wydarzenia o szczególnym znaczeniu dla szkoły i miasta, że wymienię tu jedynie 500-lecie urodzin Kopernika, Festiwale Kultury Harcerskiej, okrągłe rocznice, historia szkolnego budynku, znane postaci historyczne z Bytomiem związane, itd.
Okres mej aktywności szkolnej przypadł na prawdziwą belle epoque w życiu Energetyka-Elektronika. Akurat w moim przypadku nazwa ta jest szczególnie uzasadniona, bowiem w połowie edukacji miała miejsce zmiana warty i nazwy naszej alma mater z Energetycznego na Elektroniczne. Przez cały ten okres działo się w naszej społeczności bardzo wiele, szczególnie na niwie kulturalnej: teatralnej, poetyckiej, estradowej i kabaretowej. Działo się w sposób niewymuszony, spontaniczny, pełen młodzieńczej werwy i zapału. Tak objawiała się magia naszej szkoły.
Powróćmy wszakże do tematu. Pani Bogumiła - klasyczna „trudna miłość", niesłychanie wymagająca, o pedagogiczne względy której trzeba było wręcz heroicznie walczyć, ale wbrew pozorom stanowiło to także swoistą motywację. Dodać tu trzeba, że pani profesor zbierała — Jej zdaniem, a była niebywale wybredna — szczególnie udane twory swoich uczniów. Tym większą zatem była satysfakcja, kiedy udało mi się, i to kilkakrotnie, dostąpić owego zaszczytu, niewiele tylko ustępującego nagrodzie państwowej 🙂.
Pani Teresa Pawela natomiast to zupełnie inna „bajka". Połączyła nas miłość do harcerskiego munduru, w którym właśnie — przy Jej nieustającym wsparciu i motywacji - było mi dane tworzyć i prezentować swoje teksty na scenie szkolnej, miejskiej i wojewódzkiej.
Ani się obejrzałem, kiedy piąty raz zakwitły kasztany i nastała pora rozstania z murami Elektronika. Do dziś z łezką w oku wspominam ten dzień, kiedy — w imieniu całego rocznika 1975 - miałem przyjemność żegnać szacowną Dyrekcję i Grono Nauczycielskie, dziękując im — tym razem w mowie niewiązanej — za pięcioletni trud naszego wychowania.
A potem — potem już nadszedł czas, aby - wedle słów Wojciecha Młynarskiego - „wziąć swój los w ręce swe"...
Nie twierdzę bynajmniej, że moja „życiowa droga" była jakaś wyjątkowa, przyznać jednak wypada, że pojawiło się na niej kilka dość osobliwych zwrotów, z punktu widzenia tzw. zawodu wyuczonego. Ale po kolei.
Uzyskanie dyplomu magistra inżyniera elektryka na Politechnice Śląskiej poprzedziło trzy ważne wydarzenia w moim życiu, które nastąpiły niemal jednocześnie: przenosiny do Bielska-Białej, ślub i... powołanie do służby wojskowej. To ostatnie pewnie niewarte byłoby wzmianki, gdyby nie fakt, że akurat przypadło na wprowadzenie stanu wojennego. Myślę, że na resztę trzeba spuścić zasłonę milczenia.
Zakończywszy wielce stresującą przygodę z mundurem, rozpocząłem (jak się okazało dość krótki) okres pracy we wspomnianym zawodzie wyuczonym - w bielskiej „Apenie". Kiedy tylko wszakże nadarzyła się okazja, bez żalu zamieniłem ją na... Przedsiębiorstwo Doświadczalno--Produkcyjne Szybownictwa, mimo że wiązało się to z dość istotną transformacją zawodową. Przyszło mi bowiem zajmować się technologią produkcji szybowców, co stanowiło niełatwe, choć ciekawe wyzwanie. Przy okazji poniekąd, miałem przyjemność pracować z ludźmi, którzy znali i bardzo cenili Edwarda Makulę, szybowcowego mistrza świata i naszego dawnego nauczyciela w jednej osobie.
Przez następne niemal dwadzieścia lat związałem swe losy z Telekomunikacją Polską, przechodząc różne szczeble kariery, od projektanta, poprzez funkcje kierownicze, do dyrektora Rejonu, a potem Pionu.
W tym też czasie (i to aż trzykrotnie) powracałem w akademickie ławy, uzyskując cenzus z telekomunikacji, marketingu oraz zarządzania biznesowego.
Niestety, nadszedł czas, kiedy Telekomunikacja przestała być polska, co spowodowało, że musiałem po raz kolejny dokonać reorientacji zawodowej. Tym razem los dał mi szansę sprawdzenia się (bagatela!) w przemyśle budowlanym i w ten sposób zostałem kierownikiem, a potem prezesem firmy produkującej bloczki z betonu komórkowego.
Na tym jednak nie koniec. Następnym etapem w mym zawodowym życiu był (i trwa zresztą nadal) come back do telekomunikacji. Najpierw jako tzw. telecom manager, a potem jako koordynator i konsultant w różnego rodzaju projektach dotyczących sieci światłowodowych, a realizowanych przez firmy działające na terenie Bielska-Białej.
Przez cały ten czas pozostaję wierny mej pasji — pisaniu wierszy (i nie tylko). Podtrzymuję też na różne sposoby żywe kontakty z naszą szkołą i z jej nauczycielami. Wypadkową tych dwóch wektorów jest aktywny udział w działalności Klubu Emerytów, Absolwentów i Sympatyków „Energetyk-Elektronik", w imprezach rocznicowych i innych ważnych wydarzeniach w życiu i szkoły, i klubu. Miałem przyjemność uczestniczyć jako autor lub współautor w takich projektach jak „Dzieje pewnego klubu", „Monografia 60-lecia Energetyka-Elektronika", czy „Ed — legenda polskich skrzydeł". Dzięki operatywności Barbary Sochackiej wydany został także mój tomik poezji pt. „Między wierszami". Poczesne w nim miejsce zajęły strofy o szkole:
Niech inni się uczą, gdzie mogą, gdzie chcą,
Wszak szkół jest przeróżnych bez liku,
Nam Energetyka najmilszy jest próg
Ta Bronuś, ta skarz mnie Bóg!
Bo gdzie taka wiara i klimat jak tu
Tylko w tej budzie!
I gdzie fajnych rzeczy nauczysz się stu
Tylko w tej budzie!
Z ofermy żeś chwat tu już za pięć lat
I każdy tu wyjdzie na ludzi
A droższa nam jest od stu innych bud
I słodsza dla serca niż miód!
Więc gdybym się kiedyś znów uczyć miał gdzie
Tylko w tej budzie!
Bo szkoda gadania i każdy to wie
Tylko TE!
Możliwe, że więcej ładniejszych jest szkół
Lecz ta jest jedna na świecie
Jak Energetyka zapomnieć bym mógł
Ta Bronuś, ta skarz mnie Bóg!
Oprócz tego od niemal piętnastu lat współpracuję z Krystianem Czernym, współtworząc witrynę absolwentów Energetyka-Elektronika: www.energetyk-elektronik.pl. Na jej łamach staram się przybliżać i przypominać społeczności absolwenckiej nie tylko osoby i wydarzenia związane z historią naszej szkoły i miasta, ale i poezję szkole naszej poświęconą.
Aktualnie pracuję nad nieco większą formą poetycką pt.: „Erykomachia, czyli złoty wiek Elektronika":
Nie wszystko srebro, co srebrnie nazwane,
Ot, choćby skronie wieku dojrzałego;
Za to wspomnienie, co w sercu chowane,
Cenniejsze bywa od kruszcu złotego;
W ten czas szczególny niech będzie mi dane
Śpiewać pochwałę wieku minionego,
Gdyśmy - prócz ducha - ciałem byli młodzi;
Słuchajcie tedy — wszak to nie zaszkodzi.
W mieście, co szumnie zwą go Srebrnym Grodem,
Choć Bóg wie jeden, czy mają w tym rację,
W mieście, gdziem przeżył lata swoje młode,
I odbierałem pilnie edukację,
Była opera, park, zoo z ogrodem,
Główna ulica z widokiem na stację,
Hut dwie, sześć kopalń z węglem przewybornym,
I był opodal rynku Plac Klasztorny.
Nad miejscem owym od wieków strażował
Kościół świętego Wojciecha imieniem,
Co w murach swoich braci mniejszych chował;
Obok — nieduży, czym budził zdziwienie,
Budynek, co być szkołą usiłował,
Chociaż wzniesiony z innym przeznaczeniem
(Ponoć przed laty był urzędem pracy
Potem we władztwo go dostali żacy). [...]
Jak łatwo się domyślić, utwór pomyślany jest jako uczczenie jubileuszu 65-lecia Energetyka-Elektronika. Może zdążę....
Czy żałuję wyboru, od którego wszystko to się zaczęło? Oczywiście, że nie. Z dwóch powodów: ważnego i ważniejszego. Ten ważny to świadomość, że i tak to nic nie zmieni, a ten ważniejszy — przecież wtedy nie przeżyłbym tylu pięknych chwil i nie spotkałbym tylu wspaniałych osób, z którymi wiążą mnie więzy szczerej przyjaźni, pomimo upływu niemal pięćdziesięciu lat...
Krzysztof na swoim blogu umieścił wiele ciekawych artykułów. Możesz je zobaczyć i przeczytać TUTAJ
Niestety Krzysztof niespodziewanie od nas odszedł. Szczegóły TUTAJ oraz TUTAJ
Komentarze obsługiwane przez CComment