• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
 

Jeszcze nie wszedł - już czekały
W klasie jakie
ś dwa kawały,
Chocia
ż nikt nie wiedział, czemu
Robią żarty wciąż Jogiemu.

 

 

 

Popularny Jogi permanentnie był narażony na mniej lub bardziej niewybredne psikusy, wyprawiane mu przez klasę. Do klasycznych numerów należało np. wpuszczanie kredy w prezerwatywę. Innym razem ktoś przywiązał zapaloną sznurówkę do nogi od krzesła, na którym siedział Pan Profesor. Oczywiście, mieliśmy niezły ubaw przyglądając się, jak Jogi zabawnie węszy, marszcząc nos i zastanawiając się, skąd wydostaje się swąd spalenizny. Na porządku dziennym było także spożywanie śniadania, tudzież czytanie gazety w ostatnich ław­kach.

 Na ogół był pobłażliwy dla naszych niezbyt mądrych żartów, ale wyprowadzony z równowagi stawał się - jak każdy miś - niebezpieczny i zły. Na szczęście na krótko.

Wzorem przedwojennych nauczycieli, posiadał - ważniejszy od dziennika klaso­wego - specjalny kapownik, czyli notatnik, w którym zapisywał stawiane nam stopnie. W zakalcowatym nieco cieście trójczyn, z rzadka tylko pojawiały się w nim rodzynki czwórek.

Któregoś razu napisał na tablicy „Piła ramowa", zamierzając nam przybliżyć spo­sób użycia owego niezastąpionego narzędzia. Po klasie przeleciał jednak tłumiony chi­chot, bowiem Pan Profesor pisał literę „ł" niemal identycznie jak „t". Jogi spojrzał po­dejrzliwie na klasę, ale zajarzył od razu w czym rzecz, bowiem doprawił do rzeczonego „ł" duże ogonki, żeby nie plątały się nam po głowie nieprzyzwoite skojarzenia.

 

 A oto anegdota, którą nadesłał mój kolega klasowy, Piotr Kajzer (Va 1975)

Ernest Dybała nie miał szczęścia do Jogiego. Jakoś nie podchodziły mu klasówki i pytania. Jednakże razu pewnego, zawołany do odpowiedzi, otrzymał pytanie: 
- W jaki sposób można prostować pogiętą blachę? 
Strzał w dziesiątkę, Dybała w sposób zawiły, acz w pewnym sensie konkretny, na pytanie odpowiedział. 
- Siadaj, Dybała. Trzy minus!
Następne oceny z klasówek to były czyste dwie lufy, więc na koniec semestru (zwanego wówczas okresem) delikwent musiał odpowiadać.
- Dybała do tablicy! Narysuj przekrój konika tokarskiego.
- Więc, panie psorze, blachę prostuje się w następujący sposób...
- Dybała, ja się pytam o przekrój konika tokarskiego!
- No, mówię panie psorze, blachę prostuje się w następujący sposób...
- Dybała! Konik tokarski!
- No więc blachę prostuje się następująco:
- Siadaj! Dwója.
Kolega Dybała był jeszcze dwukrotnie wzywany do odpowiedzi, ale za każdym razem, bez względu na pytanie Jogiego, opowiadał, jak to się prostuje blachę.

W ostatnim dniu wystawiania ocen semestralnych, Jogi ogłaszając wyniki, powiedział:
- Dybała, dostajesz tróję, bo co jak co, ale blachę to ty potrafisz prostować.

 

Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ.

Komentarze obsługiwane przez CComment