![]() |
Całej klasie cierpła skóra |
Z racji, że Profesor miał tylko jedną dłoń, i to lewą - pisać specjalnie nie lubił. Na ostatniej stronie zeszytu z historii kazał przeto robić tabelkę, w której wpisywaliśmy datę i uzyskaną ocenę, on natomiast w stosownej rubryczce tylko się podpisywał. Jak wziął kogoś w obroty - tęgo się musiał biedak napocić, żeby wyjść z opresji obronną ręką. Jeśli tylko w jakimś momencie Profesor wyczuł, (a zdarzało się to dość często) że delikwent traci kontenans, zastawiał sidła i czyhał na niego, niczym diabeł na grzeszną duszę: - Wpisz sobie bombkę, przyjacielu - brzmiał wyrok - i było po herbacie.
Koczur wyznawał dość osobliwą teorię: lepiej jest wiedzieć mniej w tak zwanym „temacie", bowiem wówczas pytany bardzo uważa na wypowiadane słowa, kiedy natomiast wydaje mu się, że umie „na blachę" - często paple bez zastanowienia i wypsnie mu się nieopatrznie jakieś głupstwo. Tak czy inaczej, był Pan Marian wykładowcą niekonwencjonalnym: nierzadko zdarzało się, iż wpadał do klasy, zadawał krótkie, podstępne pytanie i... liczył na pęczki wybuchające kolejne „bombki". Któregoś razu ni stąd ni zowąd spytał o imię i nazwisko premiera pierwszego rządu II Rzeczypospolitej. Pierwsi z brzegu koledzy niestety nie wiedzieli, a Koczur spokojnie liczy: jedna, dwie, trzy, cztery, pięć... wreszcie dochodzi do mnie. Na wielkie szczęście odpowiedziałem, a Profesor uśmiechnął się tylko i powiedział: - No, maćki Boże - mieliście szczęście, bo cała klasa zarobiłaby „bombkę"!
Pewnego zimowego dnia roku 1972, po sprawdzeniu obecności, Koczur powiada tak: - Dzisiaj mamy trochę zimno; wielkiego mrozu, co prawda nie ma, ale jest mrozik. - Hmm, - mruczy Profesor - marnyś, przyjacielu... Tu, dość nieopatrznie, odezwał się Janusz Szweda: - Panie psorze, on to umie... - na co prof. Koczur z charakterystyczną intonacją: - Szwedaaa... A co ty, za adwokata diabła się nająłeś? - i dalejże używać sobie na biednym Jasiu, który przeklął zapewne w tym momencie swój, szlachetny skądinąd, odruch. Niestety, efektem próby samarytańskiej pomocy bliźniemu były nie jedna, a dwie „bombki". Koczur wspaniałomyślnie zaproponował Januszowi, że nie postawi mu pały, jeśli zgoli sobie pół wąsa. Na takie bohaterstwo kolega się jednak nie zdecydował...
Podobno z początkiem lat 70. Koczur już nie był tak ostry jak dawniej. Potwierdza to następująca anegdota, zasłyszana od absolwenta „wieczorówki", rocznik '65: - Czy czytuje pan prasę, a jeśli tak, to jaką? Niepodejrzewający niczego delikwent pewnym głosem odpowiada: - Tak, „Trybunę Robotniczą". W tym momencie przemyślny dręczyciel zadaje następne pytanie: - Świetnie, wobec tego może nam pan powie, jakie hasło umieszczone jest poniżej winiety tytułowej? Tego nieszczęsny abiturient nie wiedział. Wyjaśniwszy z niezmąconym spokojem, że chodziło o wiekopomną dewizę „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!", surowy egzaminator dodał jakby mimochodem, że człowiek, który tego nie wie, nie może niestety otrzymać świadectwa dojrzałości. - Może się pan zgłosić za rok - oświadczył zdruzgotanemu maturzyście - i tak się niestety stało.
|
|
Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ. |
Komentarze obsługiwane przez CComment