• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 Całej klasie cierpła skóra
Na historii u Koczura,
Bombki stawiał nam doraźnie,
Uśmiechając się przyjaźnie

  Miał w sobie specyficzny urok osobisty, który sprawiał, że nie spo­sób było go nie lubić, pomimo, iż (z nieodłącznym uśmiechem na ustach) potrafił „bombki" wstawiać hurtowo. Z samym wstawianiem natomiast było tak:

 Z racji, że Profesor miał tylko jedną dłoń, i to lewą - pisać specjalnie nie lubił. Na ostatniej stronie zeszytu z historii kazał przeto robić tabelkę, w której wpisywaliśmy datę i uzyskaną ocenę, on natomiast w stosownej rubryczce tylko się podpisywał. Jak wziął kogoś w obroty - tęgo się musiał biedak napocić, żeby wyjść z opresji obronną ręką. Jeśli tylko w jakimś momencie Profesor wyczuł, (a zdarzało się to dość często) że delikwent traci kontenans, zastawiał sidła i czyhał na niego, niczym diabeł na grzeszną duszę:

- Wpisz sobie bombkę, przyjacielu - brzmiał wyrok - i było po herbacie.

 

Koczur wyznawał dość osobliwą teorię: lepiej jest wiedzieć mniej w tak zwanym „temacie", bowiem wówczas pytany bardzo uważa na wypowiadane słowa, kiedy na­tomiast wydaje mu się, że umie „na blachę" - często paple bez zastanowienia i wypsnie mu się nieopatrznie jakieś głupstwo.

 Tak czy inaczej, był Pan Marian wykładowcą niekonwencjonalnym: nierzadko zdarzało się, iż wpadał do klasy, zadawał krótkie, podstępne pytanie i... liczył na pęcz­ki wybuchające kolejne „bombki". Któregoś razu ni stąd ni zowąd spytał o imię i na­zwisko premiera pierwszego rządu II Rzeczypospolitej. Pierwsi z brzegu koledzy nie­stety nie wiedzieli, a Koczur spokojnie liczy: jedna, dwie, trzy, cztery, pięć... wreszcie dochodzi do mnie. Na wielkie szczęście odpowiedziałem, a Profesor uśmiechnął się tylko i powiedział:

- No, maćki Boże - mieliście szczęście, bo cała klasa zarobiłaby „bombkę"!

 

Pewnego zimowego dnia roku 1972, po sprawdzeniu obecności, Koczur powiada tak:

- Dzisiaj mamy trochę zimno; wielkiego mrozu, co prawda nie ma, ale jest mro­zik.
Mrozik, do tablicy! - Wywołany kolega, noszący w klasie pseudo „Bidula", z mocno nietęgim wyrazem twarzy usiłuje poradzić sobie z pytaniem, z nie najlepszym zresztą skutkiem.

- Hmm, - mruczy Profesor - marnyś, przyjacielu...

Tu, dość nieopatrznie, odezwał się Janusz Szweda:

- Panie psorze, on to umie... - na co prof. Koczur z charakterystyczną intonacją:

- Szwedaaa... A co ty, za adwokata diabła się nająłeś? - i dalejże używać sobie na biednym Jasiu, który przeklął zapewne w tym momencie swój, szlachetny skądinąd, odruch. Niestety, efektem próby samarytańskiej pomocy bliźniemu były nie jedna, a dwie „bombki". Koczur wspaniałomyślnie zaproponował Januszowi, że nie postawi mu pały, jeśli zgoli sobie pół wąsa. Na takie bohaterstwo kolega się jednak nie zdecydował...

Podobno z początkiem lat 70. Koczur już nie był tak ostry jak dawniej. Potwier­dza to następująca anegdota, zasłyszana od absolwenta „wieczorówki", rocznik '65:
Jeden z dobrze uczących się słuchaczy zdawał właśnie maturę. Wszystko mu szło jak po maśle i zdawało się, że poradzi sobie bez żadnego problemu. Miał jednak pecha, że wśród członków komisji maturalnej znajdował się Koczur. Gdy odpowiadający, już był w ogródku, już witał się z gąską", rzeczony Profesor pyta go niewinnie:

- Czy czytuje pan prasę, a jeśli tak, to jaką? Niepodejrzewający niczego delikwent pewnym głosem odpowiada:

- Tak, „Trybunę Robotniczą".

W tym momencie przemyślny dręczyciel zadaje następne pytanie:

- Świetnie, wobec tego może nam pan powie, jakie hasło umieszczone jest poni­żej winiety tytułowej?

Tego nieszczęsny abiturient nie wiedział. Wyjaśniwszy z niezmąconym spoko­jem, że chodziło o wiekopomną dewizę „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!", surowy egzaminator dodał jakby mimochodem, że człowiek, który tego nie wie, nie może niestety otrzymać świadectwa dojrzałości.

- Może się pan zgłosić za rok - oświadczył zdruzgotanemu maturzyście - i tak się niestety stało.

 

Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ.

Komentarze obsługiwane przez CComment