• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 

     Napisał: Woźniak Krzysztof      
Absolwent z roku: 1975 5a  
Typ ukończonej szkoły: Technikum Elektroniczne  
Inne: mgr inż., manager  
W zbójeckiej historiografii, jak wiadomo, prym wiodą Tatry i Beskidy. Powszechnie znane są legendarne postaci Ondraszka, Janosika, Burego, czy Klimczoka. Jak się jednak okazuje i Górny Śląsk, a osobliwie Bytom (tak, tak!) nie pozostaje w tej konkurencji w tyle. Nie tylko legendy, ale i zapiski historyczne wskazują bowiem na co najmniej kilku, bardziej i mniej znanych, lokalnych zbójców, zwanych w śląskim dialekcie rabsikami.
Na miano najsłynniejszego bytomskiego rabsika zasłużył niewątpliwie niejaki Walenty Dyngos. Jego ojcem był woźnica właściciela Bytomia, hrabiego Henckel von Donnersmarck. Furman ów pracował w warzelni soli zwanej Kochłówką, mieszczącej się na końcu ulicy Łagiewnickiej, i z racji swej profesji często jeździł do galicyjskich żup w Bochni i w Wieliczce, skąd przywoził nieoczyszczoną sól do hrabiowskiej warzelni. Kiedy Walenty podrósł, ojciec zabierał go ze sobą na „słone” wyprawy, do pomocy. Podczas jednej z takich eskapad w młodym Dyngosie obudziła się zbójecka żyłka. Oto będąc w Krakowie nie oparł się pokusie i zwędził cenne, złote precjoza. Niestety, miał pecha, ponieważ przyłapano go na gorącym uczynku i wtrącono na kilka miesięcy do lochu. Po wyjściu z mamra i zainkasowaniu przepisanej kodeksowo ilości batów został wypuszczony na wolność. Powrócił do rodzinnego Bytomia, lecz okazało się, że otrzymana nauczka psu na budę się zdała. Odtąd bowiem dość często, by nie rzec regularnie, młodzian wchodził w konflikt z prawem, za co w końcu został wygnany z miasta. Przemyślny rabsik nie marnował jednak czasu i na banicji, którą spędził włócząc się po Polsce, Prusach i Francji, zgarnął niemałą fortunkę - można się domyślić, jakim sposobem. W każdym razie do Bytomia wrócił jako człek majętny, a z zebranych skarbów ponoć wybudował kilka domów.

Osiedlił się w pobliżu murów miejskich, a wieść gminna niesie, że dał tym samym początek jednemu z czterech przedmieść Bytomia, które od tej pory zaczęto nazywać Dyngos. Jego posiadłość położona była przy ulicy, którą później nazwano jego imieniem, a której założenie także się jemu przypisuje. Chodzi tu ni mniej, ni więcej jak o ulicę Katowicką, która przedtem aż przez trzy ćwierci wieku nosiła imię Walentego Dyngosa. Dlatego też wręcz wypada nam wiedzieć, iż budynek naszej szkoły stał sobie do lat 40. XX wieku przy Dyngosstrasse, a sławny zbój mieszkał na skrzyżowaniu obecnych ulic Katowickiej i Jagiellońskiej.
Jeszcze do niedawna w niszy narożnej kamienicy stał posąg rycerza rzekomo uosabiający awanturniczego bytomianina. 

 Bogactwo oraz aparycja sprawiły, że Dyngos stał się bywalcem wśród wyższych sfer: zamożnego mieszczaństwa, duchowieństwa i okolicznej szlachty. Nikt nie przypuszczał, że urokliwa powierzchowność majętnego bawidamka kryje w istocie herszta rozbójniczej bandy, bowiem Walenty ani myślał porzucać zbójeckiego procederu. Łupił w najlepsze podróżnych na drogach od Opola aż po Kraków, nie przepuszczając bynajmniej mieszkańcom Bytomia i okolic.  
W mieście nie bardzo umiano poradzić sobie z zuchwałymi napadami rabsików, czego dowodzi fakt, że aby nie dopuścić do ich wtargnięcia w obręb murów, przed bramami miasta uwiązano cztery niedźwiedzie, które hrabia von Donnersmarck trzymał w ratuszowym ogrodzeniu. Wracając do Dyngosa - do dnia dzisiejszego zachowały się dwie wersje jego śmierci. Wedle pierwszej zmarł w rodzinnym mieście, jako szanowany obywatel. Usprawiedliwiałoby to w pewnym sensie ochrzczenie ulicy jego mianem. Druga wersja mówi, że w końcu przyszła kryska na Matyska i zuchwalca złapano aż w Opolu, w trakcie spieniężania zrabowanych wcześniej kosztowności. Pojmany i zdemaskowany rzezimieszek ciupasem został odstawiony do Bytomia, gdzie wyrokiem miejscowego sądu grodzkiego skazany został na utratę czci, mienia i gardła. Wyrok wykonano za Bramą Tarnogórską na tak zwanym „wieszadle”, czyli szubienicy, która stała w miejscu krzyża, naprzeciw wybudowanego w późniejszych latach więzienia, przy obecnej ulicy Wrocławskiej.  
 
W zachowanych anonimowych opowiadaniach o Dyngosie występuje także motyw jego leśnej kryjówki, wypełnionej skarbami, z której prowadzą do Bytomia podziemne lochy. Swe rozliczne łupy przechowywał ponoć w jaskiniach lasu Goj, ciągnącego sie wzdłuż wspominanej już ulicy Łagiewnickiej. Spacerując skrajem tegoż lasku, można się natknąć na murowany ceglany mostek. W okresie międzywojennym w tym właśnie miejscu przebiegała granica polsko-niemiecka, którą utworzono po powstaniach śląskich i podziale Górnego Śląska w 1922 roku. Nie byłoby w tym mostku nic godnego uwagi, gdyby nie ludzka pamięć i legenda jaką przez lata obrósł. Otóż nasz Walenty, któremu na przezorności nie zbywało, doszedł do wniosku, iż oddalona o kilkaset metrów jaskinia nie jest zbyt bezpiecznym schowkiem dla jego skarbów. W razie jej odkrycia straciłby bowiem wszystko, co zdołał zgromadzić w łupieżczych wyprawach. Polecił więc swoim wspólnikom wyjąć kilka cegieł z mostka, wykonać skrytkę, włożyć doń co cenniejsze precjoza , ostrożnie zamurować, a przyczółek mostowy tak zamaskować, aby najmniejszego śladu po tej operacji nie było widać. 
 Nieznane są losy Dyngosowego skarbu. Jedni uważają, że zamurowany skarb istnieje nadal, tylko szkody górnicze spowodowały, że się w głębinę osunął. Inni natomiast twierdzą, że słynny zbójca kazał przenieść go w inne miejsce. Jeszcze inni powiadają, że ktoś posiadł tajemnicę Dyngosa i wszedł w posiadanie skarbu, a jego potomkowie jeszcze dzisiaj żyją w zbytku. Ale na tym bynajmniej nie kończy się opowieść o bytomskich zbójnikach.  

Krzysztof Woźniak  Va 1975 

Bibliografia:
Perlick A.: Sagen der Stadt Beuthen, Beuthen 1926,
Wrodarczyk R.: Legendy starego Bytomia i okolic, Bytom 1994,
Wieczorek U.: Nasze Zabrze Samorządowe 4/2002.
 
 

Komentarze obsługiwane przez CComment