• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
wozniak_krzysztof_1.jpg Napisał: Woźniak Krzysztof wozniak_krzysztof_2.jpg
Absolwent z roku: 1975 5a
Typ ukończonej szkoły: Technikum Elektroniczne

Inne: mgr inż., manager

 

 Na przestrzeni paru ostatnich wieków miał ci nasz Srebrny Gród przynajmniej kilka związków z tymi skądinąd poczciwymi i sympatycznymi, ale i niebezpiecznymi, jak się zaraz okaże, zwierzakami. W czasach, kiedy Bytomiem rządzili Donnersmarckowie, a na okolicznych traktach grasowała banda wspominanego przy innej okazji słynnego zbója, Dyngosa, niedźwiedzie spełniały bardzo ważną rolę strażników grodu.

Ponieważ nie bardzo umiano poradzić sobie z zuchwałymi, a częstymi napadami rabsików, postanowiono uwiązać na łańcuchach u bram miasta cztery niedźwiedzie, które pan hrabia trzymał w ratuszowym ogrodzeniu. Nie bez racji sądzono, że groźnie wyglądające futrzaki nie dopuszczą do wtargnięcia łotrzyków w obręb murów, bądź skutecznie ich odstraszając, bądź w skrajnym przypadku robiąc im „kęsim”. Historia i ustne przekazy nie wypowiadają się, czy misie dobrze wywiązały się, z niełatwej jak wiemy, roli straży miejskiej lecz opierając się na przykładzie rzeczonego Dyngosa mniemać należy, że było to działanie obliczone raczej na postrach. Tymczasem w 1840 roku, na podarowanych miastu przez Huberta von Thiele-Winklera 330 morgach lasu dworskiego, powstał park miejski, z reprezentacyjną promenadą, podświetlaną fontanną, alpinarium i stawem do przejażdżek łódkami (Gondolteich). Bytomski Stadtpark był przez całe lata uznawany za najbardziej reprezentacyjny park na Górnym Śląsku. Jego znaczenie wzrosło jeszcze, gdy u schyłku wieku, w roku 1898, dodatkową atrakcją stał się ulubiony, zwłaszcza przez dzieci, Bärenzwinger (z niem. ogrodzenie, wybieg dla niedźwiedzi) - miniaturowy ogród zoologiczny z lwem, niedźwiedziami brunatnymi, wilkami, małpami i egzotycznymi ptakami. Ufundował go znany bytomski bogacz i filantrop, Ignaz Hakuba, przeznaczając na ten cel sto tysięcy marek. Nic dziwnego, że w uznaniu wybitnych zasług donatora dla miasta, jedna z jego ulic została nazwana Hakubastrasse (dzisiejsza ul. Kraszewskiego). 
 b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_01.jpg                          b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_02.jpg
Na marginesie wypada stwierdzić, że w roku bieżącym przypada 110 rocznica jego powstania. Mijały lata, a Srebrny Gród, zresztą jak najbardziej słusznie, chlubił się swymi niedźwiadkami, czego przykładem były liczne pocztówki. W latach 30. ubiegłego stulecia miało wszakże miejsce w Bytomiu tragiczne wydarzenie. Oto z goszczącego w naszym mieście cyrku uciekł niedźwiedź. Wszczęto poszukiwania, ale nie udało się zapobiec tragedii. Pewnemu chłopcu, który najwidoczniej chciał się z misiem pobawić, zwierzę odgryzło lewą rękę. Na pamiątkę owego wydarzenia, być może w pobliżu miejsca dramatu - u zbiegu Hakubastrasse i Dr Stephanstrasse (dzisiejszych ulic Kraszewskiego i Fałata) - wzniesiono niewielki pomnik chłopca na niedźwiedziu. Niektórzy utrzymywali, że widoczny na twarzy chłopca grymas miał symbolizować tamten wypadek. Czy było tak naprawdę dociec trudno; z czasem jednak zapomniano o przyczynie powstania figury, która największą popularnością cieszyła się właśnie u dzieci. Każdy chciał mieć zdjęcie z misiem, albo przynajmniej stanąć na chwilę na cokole. I ja, jako małoletni brzdąc, ulegałem tej pokusie i ilekroć mama wiozła mnie na spacer, gromkim głosem domagałem się, by mnie koło misia stawiano.  
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_03.jpg       b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_04.jpg
                                                   b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_05.jpg
Jak widać na fotografiach u schyłku lat 50. chłopczyk miał jeszcze dwoje rąk, a z początkiem 60. już tylko jedną, mianowicie prawą. W związku z pogarszającym się stanem rzeźby poddano ją renowacji, w wyniku czego chłopiec odzyskał kończynę a całość zmieniła kolor z szarego na złotawy. Niestety, ostatnio jakiś wandal, których w Bytomiu nie brakuje, „dorobił” chłopcu niebieską brodę i wąsy. 
         b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_06.jpg                  b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_07.jpg

Wracajmy jednak do parku. Jego menażeria bez większego szwanku przeżyła horror wyzwolenia; wkrótce potem lwa imieniem „Adiutant”, małpy, pawia i niedźwiedzie brunatne znów można było podziwiać w pięknej jeszcze parkowej scenerii. Niestety w latach 60. bytomskie zoo w zasadzie zakończyło działalność. Pozostały jedynie misie, które w liczbie trzech wegetowały na słynnym niegdyś wybiegu. Jako dość spory chłopiec wiele razy miałem okazję im się przyglądać. Nie był to bynajmniej budujący widok: niedźwiedzie nie mając odpowiedniej opieki, były osowiałe i apatyczne. Z wybiegu, zwłaszcza w letnie dni, walił potężny smród, a w zbiorniku, w którym powinna znajdować się woda do picia, było bajoro z brudną do granic możliwości, cieczą. Pod koniec dekady bytomskie misie nagle zniknęły. Oficjalna wersja głosi, że – podobnie, jak wcześniej inne zwierzęta - zostały przewiezione do Chorzowa, gdzie od pewnego czasu funkcjonował Śląski Ogród Zoologiczny. Niestety, prawda jest znacznie bardziej brutalna. Dowiedziałem się o niej od starego znajomego, którego ojciec pracował przed laty w Straży Pożarnej. A było to tak:
Niedźwiedziami w tym czasie opiekował się pewien karmiciel. Jako się rzekło, nie spełniał swych obowiązków zbyt gorliwie, a na dodatek czuł nieprzepartą inklinację do wody ognistej, czyli mówiąc bardziej kolokwialnie - chodził nawalony jak ruski autobus. W tym właśnie stanie ducha i ciała wszedł razu pewnego do niedźwiedziej klatki i… został przez zwierzęta skonsumowany. Rodzina delikwenta podniosła krzyk, żądając zwrotu ciała, aby móc urządzić pochówek. Ponieważ nie wiadomo było, który miś dopuścił się ludożerstwa, zarządzono odstrzał pierwszego i to z broni znajdującej się na wyposażeniu Straży Pożarnej. Niestety, ten akurat okazał się niewinny. We wnętrzu drugiego znaleziono but i tkwiącą w nim stopę, a dopiero w trzewiach trzeciego – głowę.
Nieszczęsny karmiciel został pochowany na jednym z bytomskich cmentarzy; na płycie nagrobnej do dziś widnieje inskrypcja: „zginął na posterunku pracy”.
I w taki oto, zgoła hitchcockowski sposób, zakończyły się niemal siedemdziesięcioletnie dzieje słynnego na cały Śląsk Bärenzwinger, pokazywanej na licznych pocztówkach przedwojennej chluby miasta.
W późniejszych latach na opustoszałym wybiegu powstała kawiarenka, a do jego historii nawiązuje jedynie nazwa „Pod misiami” oraz stylizowana rzeźba autorstwa Józefa Sawickiego i Henryka Fudali.
Jak widać historyczne doświadczenia naszego miasta z misiami nie nastrajają zbyt optymistycznie. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości – a ponoć są plany rewitalizacji minizoo w parku miejskim – może być tylko lepiej.

  Krzysztof Woźniak
Fotografie barwne:
Wiesław Lipka
Komentarze 
Jan Jendrzej 5a 1965 - Aż ścisnąło mnie w gardle! 
Czytając tą historię o bytomskim parku, niedźwiedziach, rzeźbach, głupocie ludzkiej i wandalizmie tak rzeczowo opisanej przez Krzysia, i zilustrowanej starymi zdjęciami przez Wiesława, musiałem po prostu usiąść. Przestałem czytać, gdyż przed mymi oczyma samoczynnie zaczął się wyświetlać film z mojej pamięci. Zobaczyłem siebie, gdy jako bardzo mały chłopak ubrany w odświętne ubranko, spaceruję wraz z rodzicami w kapeluszach na głowie, jesiennymi ulicami Bytomia, z których tryskała wtedy jeszcze przykładna czystość, zieleń skwerów, piękno architektury budynków. No a potem koniecznie park, jego piękne alejki, wspaniała przyroda i moje ukochane ZOO. Wiem z jakim podziwem patrzyłem na potężnego i groźnego lwa, i małpy wesoło skaczące, wydające przedziwne dźwięki, jak potężne misie dobrotliwie i leniwie spoglądając na nas, dzieci, które zawsze były w pobliżu ich klatek. Ale wtedy misie na pewno jeszcze nie były smutne! Były tak wesołe, jak nasze wspaniałe miasto, przecudny park, wesołe tramwaje. Miasto było wyjątkowo dostojne, piękne, wspaniałe. Wiem jak przyglądałem się pomnikowi umierającego lwa w Palmiarni i tego małego chłopca siedzącego na misiu, niczym na koniu okrakiem na ulicy Fałata.
Potem obserwowałem niszczenie miasta, wandalizmy! Brudną wodę u smutnych misiów. Brak poszanowania dla spuścizny pokoleń! Cudownej spuścizny pokoleń. Nasz kolega szkolny Ernest Giesa napisał list do Prezydenta Miasta, wyrażając swe ubolewanie nad stanem wielu budynków i ulic Bytomia. Prezydent odpowiedział, że czyni starania i posiada plany poprawy tej sytuacji. Napisał, że dokłada wszelkich starań, by miasto odzyskiwało dawną świetność.
Panie Prezydencie Miasta Bytomia! Będziemy uważnie śledzić wyniki Pana pracy. A autorom tego artykułu serdeczne dzięki. Wyraźnie widać,że kochacie to miasto!
Jan 
Ernest Giesa 5a 1965 - Mam nadzieję...  
Park znam niemal jak własną kieszeń. Niedaleko wymienionego Bärenzwinger co zimę szalałem na sankach, jest tam praktycznie "sankostrada" z dwoma progami. Niedaleko Góra Miłości, która zimą zmienia się z jednej strony w tor saneczkowy a z drugiej w kompleks skoczni saneczko-narciarskich. W lecie znowu, co niedziela chodziło się do naszego lwa, niedźwiedzia 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_08.jpg 
i do małpek. Ładnie, że wspomina się nasz park z czasów świetności. Dziś tylko wprawne oko potrafi dostrzec dawne ślady świetności bytomskich parków - połamane ławki i zdewastowane rzeźby, na dodatek wszędzie góry śmieci. Strach tam chodzić. O tym, jak wyglądały bytomskie zieleńce przed laty, świadczą niestety tylko wyblakłe stare zdjęcia i pocztówki. 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_09.jpg 
Możemy sobie tylko życzyć, żeby wyglądały tak jak przed laty. Kiedyś miasto miało się czym pochwalić, teraz zieleńce są raczej powodem do wstydu. Park należy uporządkować, tak aby odtworzyć jego pierwotne założenia. Oprócz tego należy odbudować małą architekturę, odtworzyć zniszczone rzeźby, fontanny i pergole. Od niepamiętnych czasów interesuję się moim miastem, ale mniej/więcej od roku moje zainteresowanie zaczęło przybierać kształty pasji. Teraz wiem o tym mieście znacznie więcej i z każdą nową informacją coraz bardziej mnie fascynuje. Mam nadzieję, że uda się zafascynować też innych, bo potrzeba jest duża - miasto jest w strasznym stanie, mieszkańcy nie mają do niego szacunku, a mimo to nastał okres szansy, którą trzeba wykorzystać, bo później może się nie udać.
Pozdrawiam
Ernest Giesa 
Jan Dziedzic 5b 1963 - Jako jeden z niewielu pamiętam 
Chyba niewielu pamięta o czym wspomina Krzysztof - o parku i ZOO. Początek lat 50-tych. Ja miałem z 7 latek. Czekało się z utęsknieniem na niedzielę i upragniony spacer z rodzicami. Tradycyjnie do św. Trójcy na mszę, a po kościele do Parku. Na wysokości basenu krytego, na asfaltowym chodniku stał fotograf z tzw pięciominutówką. Miał ze trzy kiczowate tła do których wkładało się głowy. Po drodze obowiązkowo lody. Dalej Muszla (czasami coś tam grali), Góra Miłości, i podejście do ZOO. Zwierzęta można było oglądać od dołu i od góry. Nie wiem, ale zawsze bałem zbliżyć się do krat od góry. W tym rejonie obowiązkowo wata cukrowa, kolorowa lemoniada i dalej na malowniczy mostek nad stawem. Podziwianie złotych rybek i ptactwa. Potem pod drewniany kościółek 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_to_i_owo_o_bytomiu_bytomskie_misie_bytomskie_misie_10.jpg 
i do domu na obiad. W alejkach, co kilkanaście metrów ozdobne parkowe ławki. Echhhhh. Dlaczego o tym piszę? Bo parę dni temu, po wielu, wielu latach, zrobiłem sobie "eskapadę" z wnukami właśnie tą trasą. Powiem tylko tyle, że szybciej wyszedłem z tego "parku", niż wszedłem.
Jan Dziedzic 
Henryk Cebulla 5a 1967 - Odważyłem się przejść...  
Wspaniały artykuł, doskonałe zdjęcia! W ubiegłym roku, po 40-tu latach, odważyłem się przejść po tak dobrze znanym mi parku bytomskim. Rozpoznałem w parku miejsca, w których tak chętnie przebywałem jako dziecko i dorastający człowiek.
I tylko nie mogłem zrozumieć, że tak wspaniałe niegdyś miejsce zostało doprowadzone do takiego stanu przez cywilizowanych podobno ludzi.
 
Bogdan Kurek 5a 1974 - Świetny artykuł. Dzięki  
Piszesz "... w roku 1957, bytomskie zoo w zasadzie zakończyło działalność. Pozostały jedynie misie, które w liczbie trzech wegetowały na słynnym niegdyś wybiegu..." Jestem pewien, że nie do końca tak było: urodziłem się w 1955 roku, ale dokładnie pamiętam też inne (oprócz niedźwiedzi) zwierzęta w naszym ZOO - małpy, lwa i chyba tez tygrysa... Więc chyba jednak "zniknęły" one nieco później.
 
Jan Dziedzic 5b 1963 - To prawda, były i lwy i małpy  
W którym roku to "padło", to nie pamiętam.
Jan 
Krzysztof Woźniak 5a 1975 - Kwestia dat  
To, że były w bytomskim zoo egzotyczne zwierzęta to fakt bezsporny (chociaż tego tygrysa to nie kojarzę - może Janek lepiej pamięta?). Boguś, w zasadzie mnie też się wydawało, że to "zniknięcie" nastąpiło później, ale na stronie www.ogrodyzoologiczne.pl podana została data 31.05.1957, więc sobie pomyślałem, że pewnie wiedzą lepiej. Wychodzi na to, że chyba nie całkiem.
Pozdrawiam
Krzysztof 
Jan Jendrzej 5a 1965 - Te daty! 
Jeśli dokładnie przemyślę te odległe lata, to jednak Bogdan ma chyba rację. Ale tutaj można licytować się naprawdę o kilka lat.
Jan 
Bogdan Kurek 5a 1974 - Daty jeszcze raz  
To może być nawet kwestia jednego roku - czyli 1958. Jedno wiem na pewno: pamiętam jak byłem tam z ojcem i dokładnie pamiętam małpy! Więc jeśli przyjąć, że nie byłem geniuszem (dość bezpieczne założenie!) to raczej lata 1957 pamiętać nie powinienem - (miałem dwa lata) ale 1958 chyba już tak...
Bogdan 
Mirosława Kucharska-Lala - sympatyk - Daty  
Ja jestem rocznik 1959 i pamiętam misie i jedną małpkę. Piękna i interesująca opowieść:-)
Pozdrawiam serdecznie.
Mirka 

Komentarze obsługiwane przez CComment