• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
 

Legia w sercu Generała
Niepodzielnie królowała, 
Dla nas jednak - nieużyty:
Dryl się liczył i... zeszyty.

 

Generał (tak naprawdę podobno kapitan) był fanatycznym kibicem Legii Warszawa. W naszej klasie (Va 1975) klub ten bynajmniej nie cieszył się sym­patią, co jednak nie przeszkadzało nam we wciąganiu Pana Edmunda w dyskusje o wyższości Górnika Zabrze nad Legią. Po olimpiadzie w Monachium, gdzie orły Górskiego" wywalczyły, jak wiadomo, złoty medal, Generał wchodzi rozemocjonowany do klasy i pyta od progu:

- Kto w klasie najładniej pisze?

- Krzysiek Woźniak, panie psorze...

- Woźniak! Do tablicy! Bierz kredę i pisz: „Kazimierz Deyna - król". Pod spodem: Robert Gadocha - książę". Widzicie? To są zawodnicy! To jest klub! A Górnik co? Do pięt Legii nie dorasta!

-Tak jest, panie psorze, do pięt nie dorasta! - basowaliśmy Generałowi zgodnie - i tym sposobem przez czas dłuższy wykręcaliśmy się od pytania, lub - co gorsza - od oceniania zeszytów.

 Generał (prócz Legii) kochał dyscyplinę. Humor mu się poprawiał, gdy po jego wejściu klasa podrywała się sprężyście, stawała na baczność i na jego powitanie: "Czołem, klasa!" odpowiadała gromkim i równym: "Czołem, panie profesorze!".

Usiłował nam wpoić zasadę, że po wskazaniu ręką ucznia, ten ma się poderwać i przedstawić: „Uczeń Wol­ski". Aliści któregoś razu pewien dowcipniś w takiej sytuacji rzeczywiście się zameldował: „Uczeń Wolski", czym mocno się naraził popędliwemu z natury nauczycielowi.

Drugim konikiem Generała były specjalnie drukowane zeszyty z PO, w których trzeba było wypisywać wyjątkowo głupie definicje. Rzecz była jednak nie w tym, co pisać, ale jak. Na jedną z paru czwórek w klasie można się było załapać jedynie mając wzorowo wykaligrafowa­ny zeszyt. Kto pisał niezbyt czytelnie, mógł liczyć najwyżej na „trójeczkę".

A oto inne anegdoty, nadesłane przez kolegów:

Był moim wychowawcą przez 4 lata. Myślę, że był najszczęśliwszym człowiekiem, jak nasza klasa wyszła ze szkoły w 1975 roku. Pamiętam do dzisiaj jak wtedy powiedział: "Dobrze, że oni już wychodzą; przez nich nie wiem, jak się nazywam, mam pustkę w mojej głowie". Na strzelnicy na dworcu mieliśmy każdy 8 naboi do dyspozycji, z tego 5 było na ocenę. Strzelaliśmy wszędzie, tylko nie do celu; po podłodze, do żarówek... To były czasy!

Andreas Odoj 4d LZ 1975

 Pamiętam jak nasz kolega, Sławek Borowiecki, kolorowymi pisakami wpisał w zeszyt "Pana Tadeusza" i dostał piątkę. Odtąd każdy z nas pisał na kolorowo, ale Sławek i tak miał zawsze za zeszyt najlepsze oceny.

Wojciech Siwek 5a 1978

Na lekcji PO Generał wywołał do odpowiedzi koleżankę Jolę Z. Pytanie brzmiało: - Wymień stopnie marynarskie.

Z początku wszystko było jak trzeba, ale przy admirałach wzrok Joli zaczął błądzić po klasie z prośbą o pomoc. Oczywiście ruszyliśmy z pomocą i rozległy się szepty: "kontradmirał!!". Jola uśmiechnęła się i wymieniła kolejny stopień: - Admirał konny!!!

Grzegorz Gałęzowski 5a 1977

Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ.

Komentarze obsługiwane przez CComment

Zegar

Popularne

Reklamy