foto1
Spotkanie w Niemczech
foto1
Spotkanie w Niemczech
foto1
Wycieczka do Chin
foto1
Dubaj - Diabelski młyn
foto1
DeepSpot - Dubaj
Jako zarejestrowany na naszej stronie absolwentów, możesz tutaj założyć sobie bloga, rodzaj strony internetowej zawierającej odrębne, zazwyczaj uporządkowane chronologicznie wpisy. Zawierające osobiste przemyślenia, uwagi, spostrzeżenia, komentarze, rysunki, nagrania (audio i wideo) - przedstawiające w ten sposób światopogląd autora. Blogi mają też wiele innych zastosowań: mogą być używane jako wortale poświęcone określonej tematyce. Read More...

Zamawianie biuletynu

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 

Druga część opowieści o Marii Skłodowskiej-Curie traktuje o ostatnich 20 latach jej życia, o wyborze wielkiej uczonej na Patronkę szkoły, a także o historii powstania sztandaru "Energetyka-Elektronika". Przypomnijmy, że w roku bieżącym sztandar obchodzi półwiecze istnienia, a za kilka miesięcy świętować będziemy 55-lecie nadania imienia dwukrotnej noblistki naszej Alma Mater.

Radiologia w okopach, pomoc rannym i "małe curie".

Pierwsza wojna światowa objawiła światu zupełnie inną Marię Skłodowską−Curie. Na polecenie rządu francuskiego spakowała rad do ołowiowych pojemników (ważących 30 kg) i osobiście wywiozła z zagrożonego Paryża, umieszczając w bezpiecznym miejscu w Bordeaux. Później zastanawiano się, w jaki sposób ta drobna, schorowana kobieta zdołała udźwignąć bardzo ciężką walizkę, przewieźć ją pociągiem i umieścić w skarbcu.

Podczas gdy mieszkańcy opuszczali stolicę, Maria do niej wróciła. Na miejscu zajęła się organizacją służby radiologicznej i radioterapeutycznej. Uważała, że nowo odkryte przez Roentgena promienie X przydadzą się na froncie. Jeżdżąc od jednego wojskowego laboratorium do drugiego, przekonywała chirurgów, że dzięki urządzeniom radiologicznym można będzie zlokalizować w ciałach rannych żołnierzy kule, złamania i wszelkie zmiany w kościach. Jej akcja uratowała zdrowie i życie wielu młodych ludzi. Z ogromnym oddaniem pomagała jej córka Irena.

Maria zorganizowała około 200 ośrodków radiologicznych dla potrzeb armii francuskiej i belgijskiej. W Laboratorium Radowym osobiście zmontowała z pomocą Ireny i jednego niepełnosprawnego technika 20 wozów radiologicznych, wyposażając je w niezbędny sprzęt i szkoląc fachową obsługę. Jeździła po całym kraju, po wszystkich ośrodkach−ambulansach, ładowała do pociągów i transportowała sprzęt do jednostek wojskowych. Nauczyła się nawet prowadzić samochód, gdy okazało się to niezbędne. W Instytucie Radowym zorganizowała kursy i wyszkoliła na nich 150 pielęgniarek. W czasie I wojny światowej wykonano ponad milion zdjęć rentgenowskich. Jest to dzieło Marii i jej wozów, które nazywano „małymi curie”. W tym samym czasie napisała książkę „Radiologia a wojna”, w której przedstawiła znaczenie radiologii, jej rozwój podczas wojny oraz zastosowanie w czasie pokoju. Zastosowała rad do leczenia rannych, a ponieważ był on zbyt cenny, dlatego zastąpiła go emanacją – rurki z emanacją przygotowywała sama. Organizując służby radiologiczne, jednocześnie przenosiła laboratorium ze starej siedziby do otrzymanego tuż przed wojną Instytutu Radowego, prowadziła wykłady na Sorbonie i wykonywała specjalne ważne badania dla wojska. W międzyczasie pod kulami wroga razem z Ireną sadziła przed nowym laboratorium drzewa, krzewy i kwiaty, aby pracownicy w przyszłości czuli przyjemność na widok zieleni. Służąc ludziom we Francji, myślała o Polsce, o ojczyźnie, przed którą stanęła szansa odrodzenia. Nadzieja na wolność ciągle jej towarzyszyła.

Uznanie za oceanem i radomania

W roku 1919 Maria podjęła przerwane przez wojnę wykłady na Sorbonie oraz pracę w Instytucie Radowym im. Piotra Curie. Po dramatycznych przejściach sprzed kilku lat trudno się dziwić, że wręcz nie cierpiała dziennikarzy. Był jednak jeden wyjątek: oto w roku 1920 w Instytucie odwiedziła uczoną nowojorska reporterka pisma „The Delineator”, Marie Mattingley-Meloney. Pomogła ona Marii w wykreowaniu lepszej opinii naukowej w prasie, a ponadto zorganizowała jej wyjazdy za ocean. „Madame” – jak od lat ją nazywano – mimo, że unikała rozgłosu jak ognia, zgodziła się, bowiem w ten sposób postanowiła zebrać pieniądze na Instytut Radowy w Polsce.

Pierwsza wizyta w USA miała miejsce w maju i czerwcu 1921 roku, a Maria wraz z córkami była gościem prezydenta Warrena G. Hardinga. Otrzymała wtedy w prezencie od amerykańskich kobiet gram radu zamknięty w szkatułce, do której złoty kluczyk wręczył jej sam prezydent Harding.

Od lewej: Marie Mattingley-Meloney, Irena, Maria i Ewa Curie

W latach 20. XX w. świat bezkrytycznie zachwycił się radem: dodawano go do kremów, by przeciwdziałać zmarszczkom, i do szminek, by usta nabierały radioaktywnego blasku. Kiedy dowiedziano się, że pierwiastek ten wydziela ciepło, zaczęto dodawać go nawet do wełny, z której wyrabiano ubranka dla dzieci. Polecano go jako środek na pamięć, anemię, starość, dawano ludziom i zwierzętom, stosowano w ogrodnictwie i rolnictwie. Wytwarzano radioaktywne pióra do pisania, radioaktywne urządzenia do parzenia kawy, perfumy z dodatkiem radu, zalecano radioaktywne kąpiele i picie radioaktywnej wody. Trwało to do lat pięćdziesiątych, a w sposób szczególny przejawiło się właśnie w Stanach Zjednoczonych.

Odkrywczyni podchodziła do tych pomysłów sceptycznie, choć nawet ona nie zdawała sobie wtedy sprawy, jak groźne mogą być skutki napromieniowania. Jako pierwsza zrozumiała jednak, że rad przyda się ludziom do walki z rakiem. Nic więc dziwnego, że podczas obu wizyt za oceanem tamtejsza prasa zrobiła z niej bohaterkę, która uwolni rodzaj ludzki od nowotworów.

Panie Curie ponownie odwiedziły USA osiem lat później, w październiku 1929 roku. Tym razem zaproszenie wystosował prezydent Herbert C. Hoover, który podejmował je w Białym Domu. Maria Skłodowska-Curie otrzymuje 80 000 $ na zakup kolejnego grama radu (podarowała go Polsce), a wiele uniwersytetów amerykańskich urządziło dla niej uroczyste przyjęcia. Najbardziej wzruszające odbyło się na Uniwersytecie św. Wawrzyńca. Najpierw nadano uczonej doktorat honoris causa w obecności wszystkich profesorów, a następnie utworzono orszak złożony z profesorów i studentów, na którego czele szli prof. Owen Young, jako rektor i Maria Skłodowska-Curie, poprzedzeni pocztami sztandarowymi trzech państw: Polski, Stanów Zjednoczonych i Francji. Orszak przeszedł przez ogrody uniwersyteckie do Instytutu Chemii, gdzie przy wejściu do budynku na jego ścianie frontowej widniała wyrzeźbiona w piaskowcu postać Marii Skłodowskiej-Curie. Był to wzruszający moment zarówno dla Marii, jak i obecnych z nią córek Ireny i Ewy.

Noblistka wzięła także udział w jubileuszu Thomasa Alvy Edisona, który w tym czasie obchodzono z okazji 50-lecia wynalezienia żarówki.

Praktyczny wynalazca i genialna odkrywczyni

W czasie uroczystego obiadu, wydanego na cześć polskiej uczonej, na którym był także obecny jubilat - słynny wynalazca, miała miejsce (wedle opisu Marii Kuncewiczowej) taka sytuacja:

„ ... Edison wysłuchał mów, dobroduszny i uśmiechnięty, kiedy zaś toasty przebrzmiały, wstał, pomilczał chwilę i oto, co wreszcie powiedział:

- Moi drodzy, bardzo wam dziękuję, że mnie tak chwalicie za moje wynalazki. Sam zresztą wiem, że uczyniłem niejedno dla waszej wygody, dla uprzyjemnienia i zagospodarowania świata. Ale zważcie, że właściwie nie dałem wam nic nowego: pracowałem na gotowym. Udało mi się jedynie zużytkować i przystosować do użytku niektóre, dawno już znane, właściwości potęg przyrodniczych. Stworzyłem kilka sprzętów, kilka aparatów, które jutro zostaną może wyrzucone, bo zastąpią je inne, bardziej ulepszone sprzęty. Może na miejscu żarówki elektrycznej zapłonie inna, jeszcze udatniejsza lampa? Czyż jednak klęska żarówki zdoła kiedykolwiek zaćmić znaczenie samej elektryczności, którą świat jest przesycony? Otóż, moi drodzy, ja nie odkryłem elektryczności, ja tylko wynalazłem żarówkę. Nigdy zaś wynalazek nie sprosta odkryciu. Jest tu natomiast między nami ktoś, kto nie pracował na gotowym, ktoś, co odkrył nowy szczegół budowy wszechświata, nową siłę przyrody: rad. Tym kimś jest Maria Skłodowska-Curie. Ja, praktyczny wynalazca, piję zdrowie genialnej odkrywczyni.

Zapanowało milczenie. Niektórzy goście westchnęli. Inni z podziwem przenosili wzrok z twarzy potężnego, a tak skromnego uczonego, na twarz tak głośnej i tak przecież cichej uczonej.

Maria Skłodowska-Curie uścisnęła dłoń Edisona. Miała w oczach pokorę wtajemniczonych i ciepło miłości. Nie tłumaczyła się i nie dziękowała. W świecie, w którym pracują wielkie duchy, nie ma próśb, nie ma podziękowań, nie ma osobistych darów, nie ma drabiny zasług i odznaczeń: wszystko dzieje się dla wszystkich, bez ceny i bez ofiary. Bo właśnie ofiara staje się nagrodą.”

„Jestem z tych, którzy wierzą, iż nauka jest czymś bardzo pięknym.”

Honory, tytuły i zaszczyty

Po wielkich odkryciach i przyznaniu Marii dwóch Nagród Nobla posypały się honory i odznaczenia od wielu instytutów naukowych na całym świecie. Amerykański Instytut Franklina odznaczył ją medalem Elliota Gresona. W r. 1910 Royal Society of Arts nadał jej medal Alberta. Jeszcze w roku 1904 pani Curie została członkiem Royal Institution of Great Britain oraz Towarzystwa Chemicznego w Londynie. W 1907 roku uniwersytet w Edynburgu nadał jej doktorat honoris causa. Rok później została członkiem korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk w Petersburgu, a uniwersytet w Genewie przyznał jej tytuł doktora honoris causa. W 1910 roku wybrano ją na członka Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego oraz członka korespondenta Szwedzkiej Akademii Nauk.

W roku 1921 Maria otrzymała honorowe obywatelstwo Nowego Jorku, a w trzy lata później rodzinnego miasta, Warszawy.

W 1923 r. Fundacja im. Curie postanowiła uczcić 25 - lecie odkrycia radu, a rząd francuski przyłączył się do tego hołdu; obie izby parlamentu uchwaliły dekret, który przyznawał pani Curie „nagrodę narodową” w formie stałej pensji w wysokości 40 tys. franków rocznie. Był to „szczery, choć skromny dowód uczucia powszechnego podziwu, szacunku i uczucia.”

Także w Polsce wiele instytucji naukowych zaoferowało wielkiej uczonej najwyższe tytuły i odznaczenia. Otrzymała tytuły doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego (1909 r.), Uniwersytetu Lwowskiego i Politechniki Lwowskiej (1912 r.), Uniwersytetu Poznańskiego oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego (1924 r.). Była stałym członkiem Akademii Umiejętności od 1909 r.

W roku 1922 członkowie liczącej sobie 220 lat paryskiej Akademii Medycznej przyjęli do swego grona Madame Curie z wyrazami uznania dla jej udziału w odkryciu radu i stworzeniu nowej gałęzi wiedzy medycznej – curieterapii.

W tym samym roku Sekretarz Generalny Ligi Narodów zwrócił się do 11 wybitnych osobistości z prośbą o utworzenie Międzynarodowej Komisji Współpracy Intelektualnej. Wśród nich znalazła się Maria Skłodowska-Curie.

Międzynarodowa Komisja Współpracy Intelektualnej w Genewie, 1925 rok. Maria Skłodowska-Curie siedzi pośrodku.

Międzynarodowa Komisja Współpracy Intelektualnej była niezależna od rządów, tzn. składała się z osób, które nie reprezentowały państw, ale różne dziedziny nauk ścisłych, humanistyki i kultury. Pełniła funkcję koordynatora współpracy między bibliotekami, muzeami, uniwersytetami; zajmowała się kwestiami związanymi z wymianą studentów, profesorów i organizowaniem międzynarodowych spotkań intelektualistów. Stanowiła centrum obsługi kontaktów między różnymi narodowymi instytucjami i stowarzyszeniami. Inicjowała intelektualne dyskusje najwybitniejszych umysłów okresu międzywojennego. W 1928 roku Maria została wybrana wiceprezydentem Komisji.

Ofiara i cena odkryć i sławy

Przez połowę życia Marię Skłodowską-Curie trapiły najrozmaitsze choroby związane z długoletnim kontaktem z materiałami promieniotwórczymi. Niejednokrotnie nawiedzały ją straszliwe bóle na całym ciele, miewała zawroty głowy, chorowała na nerki. Poparzone i popękane palce Madame Curie były powszechnie znanym zjawiskiem wśród jej studentów na Sorbonie. Jednak o jej słabościach czy niedomaganiach nie mieli prawa wiedzieć nawet najbliżsi współpracownicy i przyjaciele. Maria cierpiała także na zaćmę - mimo trzech okulistycznych operacji, jakie przeszła w latach dwudziestych, widziała źle. 13 lipca 1923 roku pisze do Ewy:

„Kochanie, spodziewam się spróbować operacji 18-ego, we środę, rano. Wystarczy, jak przyjedziesz tu w przeddzień. [...] Naszym przyjaciołom w Larcouest powiedz, że nie mogłam sobie dać rady z przygotowaniem do druku pracy, którą robiłyśmy wspólnie i że jesteś mi potrzebna [...]. Całuję Cię, Me.

 Obie córki opiekowały się Marią w ostatnich latach życia. „Z trzech pań Curie, takich jakimi je widzimy w ciągu lat dwudziestych, Ewa jest dzieckiem domu, Irena pierwiastkiem męskim, a Maria kobiecym" - pisze w swej książce o Marii Skłodowskiej-Curie Françoise Giroud. - Kombinacja szczęśliwa dla Marii, zapewniająca jej stabilizację uczuciową, której tak potrzebowała. Maria była tak mało »męska«... I formy jej odwagi, i jej upór, i metody mróweczki, i ta długa zażyłość z cierpieniem fizycznym zawsze przezwyciężanym, i jej oblicze łagodno-twarde i jej depresje, [...] wszystko potwierdzało jej kobiecość. Jedyną cechą wyróżniającą ją spośród innych kobiet tej generacji było to, że nigdy nie wątpiła w siebie".

Na wiosnę w roku 1933 Madame prowadzi jeszcze wykłady na Sorbonie, lecz stan jej zdrowia wciąż się pogarsza. Ostatnią radością jej życia było odkrycie w rok później przez Irenę i Fryderyka Joliot zjawiska sztucznej promieniotwórczości.

Największa uczona wszech czasów za swe odkrycia zapłaciła najwyższą cenę. Siódemka, wiernie towarzysząca Marii od dnia urodzin, nie opuściła jej do końca. 4 lipca 1934 roku, w sabaudzkim sanatorium w Sancellemoz, Maria Skłodowska-Curie zmarła w 67 roku życia. Powodem jej śmierci była anemia złośliwa (białaczka) o szybkim przebiegu. Paradoksalnie zabiła ją największa miłość jej życia, której poświęciła tak wiele i która stała się tytułem jej książki - promieniotwórczość.

Spoczęła u boku swego męża  w grobowcu rodzinnym w Sceaux.

Albert Einstein po jej śmierci powiedział: „W chwili, gdy tak wybitna osobistość jak Maria Curie zakończyła życie, nie możemy zadowolić się przypomnieniem tego, co dała ludzkości dzięki owocom swej pracy. Walory moralne takich wybitnych osobistości mają, być może, większe znaczenie dla danego pokolenia i biegu historii niż ich dokonania czysto intelektualne.

 
 Miałem to szczęście, że przez dwadzieścia lat łączyły mnie z panią Curie więzy wzniosłej i niczym niezmąconej przyjaźni. Podziwiałem coraz bardziej jej wielkość jako człowieka. Jej siła, czystość charakteru, surowość wymagań wobec siebie samej, obiektywizm, nieskazitelne poglądy – wszystkie te cechy były tak wysokiego gatunku, że rzadko spotyka się je razem, połączone u jednej osoby. Stale uważała, że jest w służbie społeczeństwa, a jej wyjątkowa skromność nie dopuszczała pochlebstw. Bezwzględność i niesprawiedliwość panujące w społeczeństwie dręczyły ją nieustannie. [...] Gdyby choć maleńka cząstka siły charakteru i poświęcenia pani Curie cechowała intelektualistów Europy, ten kontynent miałby przed sobą bardziej świetlaną przyszłość".
"Nie przestań kochać tej drogiej ziemi..."
Maria Skłodowska-Curie pisała, wykładała, mówiła po francusku, ale całe życie nie przestała liczyć po polsku. Zawsze utrzymywała ścisłe kontakty z krajem ojczystym.

Pierwszy raz od zamążpójścia przyjechała do Polski w roku 1899. Towarzyszył jej mąż, Piotr Curie. Przebywali w Zakopanem, gdzie Maria wreszcie mogła spotkać się z rodziną – bratem Józefem, siostrą Bronisławą i przede wszystkim z ojcem, Władysławem. Siostra Marii, dr Bronisława Dłuska, właśnie w Zakopanem postanowiła wybudować sanatorium dla chorych na płuca. Maria wsparła tę inicjatywę, przeznaczając wielką sumę na ów szczytny cel.

Następny jej pobyt w Polsce to rok 1913. Towarzystwo Naukowe Warszawskie wyposaża i otwiera pracownię radiologiczną, której kierowniczką mianowana zostaje Maria Skłodowska-Curie. Jako członek honorowy Towarzystwa uczona wygłasza odczyt „O radioaktywności i ciałach radioaktywnych”. Kiedy kwestia powrotu Marii do Polski wydaje się być przesądzona wybucha wojna. Łączność z krajem zostaje przerwana na dłuższy czas.

 
Kolejna jej wizyta w ojczyźnie miała miejsce w roku 1925, podczas poświęcenia kamienia węgielnego pod Instytut Radowy jej imienia. Maria spotyka się z prezydentem RP, Stanisławem Wojciechowskim oraz z polskimi fizykami i chemikami. Z tego spotkania zachowała się taka oto anegdota:

Prezydentowi, koledze Marii z czasów jej studiów na Sorbonie, zebrało się w pewnym momencie na wspomnienia i spytał:

- Czy pamięta pani jasiek, który mi pożyczyła na drogę, gdy jechałem z Paryża do Warszawy?

- Pamiętam nawet, że pan mi go zapomniał zwrócić - odpowiedziała uczona.

Maria Skłodowska-Curie i prezydent Wojciechowski w trakcie rozmowy

Budowa Instytutu trwała 7 lat. W maju 1932 roku, jako honorowa kierowniczka, dokonuje otwarcia tej placówki, której dyrektorem zostaje jej siostra, dr Bronisława Dłuska. Otwarty został również w pełni wyposażony, a należący do Instytutu szpital. Jego działalność wraz z Marią zainaugurował prezydent RP, Ignacy Mościcki, notabene profesor chemii.

Otwarcie Instytutu Radowego. Pierwsza z prawej Bronisława Skłodowska-Dłuska, druga - Maria Skłodowska-Curie

Instytut, którego głównym zadaniem było wykorzystanie leczniczego działania radu dla ratowania życia i zdrowia ludzkiego, prowadził działalność leczniczą i naukową do wybuchu II wojny światowej. Dziś nosi on nazwę Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie.

Będąc w Warszawie Maria napisała w liście:

„Poszłam wczoraj na spacer w stronę Wisły... Jest jedna piosenka krakowska, która mówi, że czar tych polskich wód jest tak wielki, iż kto je raz pokochał, nie zapomni ich do grobu. Co do mnie te słowa są całkiem prawdziwe. Ta rzeka ma dla mnie powab, którego istoty nawet pojąć nie potrafię".

Maria Skłodowska-Curie przyjęła obywatelstwo francuskie i poświęciła się całkowicie nauce, ale nigdy nie przekreśliła dawnych, patriotycznych ideałów. Kiedyś napisała do przyjaciółki, Kazi Przyborowskiej, piękne słowa, którym pozostała wierna na zawsze:

„...Nie przestań kochać tej drogiej ziemi,

 Gdzieś światło dzienne ujrzała.[...]

 Wszakże ojczyzna w sercach jedynie

 Naszych ma życie i trwanie

 Niechajże zawsze w obcej krainie

 Serce Twe polskim zostanie.

 A mowę naszą, sponiewieraną

 We wzrastającym ucisku,

 W sercu tę mowę chowaj kochaną

 I przy rodzinnym ognisku. ...”

Kiur, uniwersytety i Panteon

Jest rzeczą oczywistą, że zarówno chemia jądrowa, jak i fizyka jądrowa swymi korzeniami tkwią w odkryciach Marii Skłodowskiej -Curie i jej męża. Ich nazwisko weszło do nauki na zawsze. W różny sposób następne pokolenia dokumentowały hołd i uznanie dla osiągnięć pary wielkich uczonych. I tak, na cześć małżonków Curie, słynny amerykański odkrywca Glenn Seaborg nadał nazwę kiur (Curium) pierwiastkowi transuranowemu odkrytemu w 1944 r. w kierowanym przez siebie zespole badawczym. 23 października tego samego roku powołany został do życia Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w zaledwie trzy miesiące wcześniej wyzwolonym Lublinie. Trzy minerały radioaktywne: kiuryt, skłodowskit i kuproskłodowskit zostały tak nazwane dla uhonorowania Marii i jej męża.

W roku 1964 w Instytucie Radowym zostało otwarte Muzeum Curie dedykowane całej rodzinie: Marii, Piotrowi, ich córce Irenie i zięciowi, Fryderykowi Joliot, czwórce wybitnych naukowców i pięciokrotnym noblistom. W 1971 powstał Uniwersytet Piotra i Marii Curie (Université Pierre et Marie Curie), jako główny spadkobierca Wydziału Nauk Ścisłych Uniwersytetu Paryskiego – tego samego, którego przed laty absolwentką została Maria Skłodowska-Curie i na czele katedry którego obydwoje stali.

20 kwietnia roku 1995, po wielu latach starań (trwających od setnej rocznicy urodzin Marii) prochy naszej wielkiej rodaczki zostały uroczyście wprowadzone do paryskiego Panteonu – mauzoleum, gdzie pochowani są bohaterowie narodowi Francji. Spoczęła tam obok swego męża, Piotra Curie i Paula Langevin. Ówczesny prezydent Francji François Mitterand, w obecności polskiego prezydenta Lecha Wałęsy, przypomniał, że Maria Curie to „symbol bezprzykładnej walki kobiety, zdecydowanej zrobić użytek ze swego talentu w społeczeństwie, które rezerwowało funkcje intelektualne i publiczne dla mężczyzn” i nazwał ją „kobietą Francji”. W ten sposób Francuzi zawłaszczyli Marię Skłodowską-Curie, zapominając, że 84 lata wcześniej chcieli ją koniecznie ze „swojej” Francji wyrzucić.

Patronka szkoły

W roku 1963, z inicjatywy ówczesnego dyrektora, Bronisława Wieruszewskiego oraz nauczycielki chemii Władysławy Szymik, Maria Skłodowska-Curie została obrana patronką Technikum Energetycznego, bo tak brzmiała podówczas nazwa naszej szkoły. Niezwykle ciekawe, a nawet oryginalne (zwłaszcza w czasach dzisiejszych) były argumenty, przemawiające za takim właśnie wyborem:

- jest autorytetem ponadczasowym, możliwym do przyjęcia nawet w dobie realnego socjalizmu (i tu winniśmy być szczególnie wdzięczni pomysłodawcom, być może bowiem uniknęliśmy w ten sposób nadania szkole imienia jakiegoś socrealistycznego bohatera w rodzaju Janka Krasickiego, czy Hanki Sawickiej),

- w życiu Marii Skłodowskiej-Curie tyle jest cech wielkich, że chciałoby się je opowiadać jak legendę,

- jest kobietą, pochodzi z narodu uciśnionego, jest uboga i ładna (a obecność takiej kobiety w typowo męskiej szkole łagodzi obyczaje),

- ze wszystkich słynnych osób jest jedyną, której sława nie zepsuła (Albert Einstein).

Uroczystość nadania szkole imienia Marii Skłodowskiej-Curie zbiegła się z dziesięcioleciem istnienia Technikum. Warto przypomnieć, iż przepiękny portret naszej Patronki namalował wspaniały inżynier i artysta w jednej osobie, niezapomniany profesor, Maksymilian Papiorek.

 
Pięćdziesięciolecie sztandaru

50 lat temu, w setną rocznicę urodzin wielkiej polskiej uczonej, Komitet Rodzicielski ufundował sztandar szkolny, na którym uwieczniona została Jej wzniosła myśl: „Niepodobna zbudować lepszego świata bez poprawy losu pojedynczych ludzi".

 

Niestrudzoną propagatorką upowszechniania wiedzy o Marii Skłodowskiej-Curie była profesor Władysława Szymik. Przez wiele lat w rocznicę urodzin naszej Patronki organizowany był konkurs, w którym uczniowie klas pierwszych i drugich wykazywali się wiadomościami dotyczącymi Jej życia, działalności i osiągnięć naukowych. Kluczem do sukcesu była naówczas wręcz perfekcyjna znajomość książki Ewy Curie pt. „Maria Curie”. Z dumą pragnę podkreślić, że wiele lat temu i ja miałem zaszczyt należeć do grona laureatów tego niełatwego sprawdzianu wiedzy.

Pomimo upływu czasu nasza wiedza o Patronce wciąż się poszerza. Dzieje się tak za sprawą stosunkowo niedawno ujawnionych archiwaliów, jak choćby wstrząsający w swej wymowie „Dziennik intymny 1906-1907” oraz pojawiających się cennych publikacji poświęconych Jej osobie, z których na największą uwagę zasługuje książka Barbary Goldsmith „Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie".

Już za kilka miesięcy, w roku 2018 świętować będziemy dwie kolejne rocznice: 55 lat patronowania Marii Skłodowskiej-Curie naszej szkole oraz 65 lat istnienia samej szkoły. Wszystkim osobom trwale związanym z Energetykiem-Elektronikiem: Dyrektorom, Gronu Profesorskiemu, byłym i aktualnym jego uczniom oraz członkom Klubu EAiS dedykuję trzy złote myśli naszej Patronki:

„Niech każdy z nas, jak jedwabnik, tka swój kokon i nie żąda wyjaśnień, po co i na co. Jeżeli robota nasza będzie dobra, to powiemy sobie, żeśmy się nie gorzej od jedwabników zachowali. Reszta zaś nie od nas zależy".

„Trzeba mieć wytrwałość i wiarę w siebie. Trzeba wierzyć, że człowiek jest do czegoś zdolny i osiągnąć to za wszelką cenę".

„Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć".

 Krzysztof Woźniak Va 1975

Komentarze obsługiwane przez CComment