Jesteś tutaj: Strona Startowa Absolwenci naszej szkoły Absolwenci dumą naszej szkoły Szpara Ireneusz
Szpara Ireneusz
Absolwent 4c 1985
Liceum Zawodowe
Specjalność: Elektromechanik urządzeń przemysłowych
Wychowawca: Żywna Janina
A zatem udało się naszej liderce pani Basi Sochackiej skłonić mnie do skreślenia kilku zdań o moich osiągnięciach (uprzedzam czytelników, że nielicznych i nudnych) — a nawet dała mi swobodę wyboru, o jakie osiągnięcia chodzi (za co również niniejszym dziękuję). Było nie było, zacznę od najważniejszych: moja córka Anna jest już „na swoim" z mężem, ostatnio kolekcję zasadzonych drzew powiększyłem o kolejne dziesięć (bo coś z tymi politykami trzeba zrobić), dom stoi... Czyżby to rzeczywiście był już czas na podsumowania?
Dlatego ucieszyła mnie inicjatywa pani Basi, której działaniom sekunduję od pierwszego naszego spotkania w bytomskim elektroniku w 1982; w szkole, w której zacząłem szarpać bas, a pewnie i nerwy nauczycieli naszej szanownej alma mater. Ewidentnie jednak czas spędzałem wtedy w szkolnej bibliotece; elektromechaniczna teoria i praktyka były przyjemną odskocznią od godzin spędzonych wśród książek o czymś innym — istniejący wtedy w naszej szkole klub humanistów nie przyjął mnie do swego grona; uważam — słusznie, za słaby byłem ^_^. Finał moich działań w szkole był przewidywalny; po maturze (a tu koniecznie wyrazy szacunku dla naszej polonistki profesor Marii Sylwii Eysmonth-Zmendy) wybrałem polonistykę na Uniwersytecie Śląskim.
Gdyby nie moja dziewczyna (a przyszła żona) studiująca matematykę, pewnie wybrałbym inny kierunek; jednak zawsze większą przyjemność sprawia mi życie „na przekór", „wbrew", „przeciw"; ot, takie zwierzenia kontestatora... Humanistyka versus nauki ścisłe: opozycja ta towarzyszyła mi bardzo długo. I pewnie po studiach zdecydowałbym się na zniknięcie na etacie bibliotekarza, czy też na (nieszczęsną najczęściej) karierę dziennikarską... Jednak brakowało mi w tych pomysłach ludzi, kontaktów, współpracy — które cenię najbardziej. Kiedy po latach już prowadzenia zajęć szkoleniowych (nie pamiętam — z buddyzmu, zen czy chrześcijaństwa) dostałem ofertę pracy w liceum w Piekarach — skorzystałem z niej. Lecz, patrząc z dystansu, najtrwalsze okazały się tu związki z ludźmi. Może kilku absolwentów, z którymi mam kontakt do dziś, a może znajomość z panią profesor Beatą Kołodziejczyk, pozwalają mi sądzić, że były to lata wartościowe. Niedługo jednak pozostałem w piekarskich realiach — Bytom, ta metafizyczna część świata, pełna srebra i wypalona na węgiel, wezwał mnie do powrotu.
Odtąd lata płynęły mi na działaniach w naszym mieście: ważne dla mnie było przygotowanie do doktoratu, praca ze studentami, dzielenie się swoimi pasjami ze słuchaczami Bytomskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku (nie tylko literackimi, ale również enologicznymi — stąd udana próba powołania Bytomskiej Akademii Wina) lub kontynuowane do dziś przekonywanie moich uczniów, że nie warto żyć bezmyślnym życiem... Pewien natomiast jestem, że pomniki, które udało mi się odnowić lub stworzyć w Bytomiu, nie będą łączone z moją osobą — i bardzo się z tego cieszę. Ręczę także, iż więcej ich nie postawię — każdy z nas musi mieć miejsce na swoją opowieść. Strzelectwo towarzyszyło mi od początku pracy w mechaniku/samochodówce; w 2016 wygrałem nawet (szczęście początkującego) zawody o tytuł króla kurkowego. Tak — bytomskie towarzystwo strzeleckie to ciekawy epizod, interesujący ludzie, ale to już przeszłość dla mnie, czas na nowe rzeczy. Umiejętność pisania i redagowania tekstów daje listę publikacji — jednak taki wykaz jest nudny, więc to pomijam.
Ważna jest dla mnie stale praca z ludźmi i dla ludzi — ale z pewnością nie rozumiem tego jako elementu kariery czy też budowania własnej „sławy". Zapewniam — gdy już mnie nie będzie, to grupa przyjaciół spotka się przy winie i mogą spokojnie mnie powspominać; nie jestem romantykiem, nie pojawię się...
Zobacz także TUTAJ
Komentarze obsługiwane przez CComment