|
Z Urzędu Komunikacji Marynarki Wojennej:
Niespotykanej wysokości fale - ponad 16 metrów - i silne wiatry, przekraczające 100 węzłów (180 km/godz.) tworzą najbardziej niegościnną aurę naszej planety. Z takimi warunkami musiał sobie poradzić statek "Antarctic Bay", by uratować polskiego obywatela, Janusza Romana Słowińskiego, 55-latka, który sterował jachtem "Bona Terra". O godz. 00:55 w czwartek był już (Słowiński) w Puerto Williams. Biuro portowe informuje, że utrzymywało ciągłą łączność telefoniczną i e-mailową z rodziną żeglarza, informując ją na bieżąco o przebiegu akcji. 13 marca, w środę, o godz. 7.00 otrzymano informację o kłopotach żeglarza znajdującego się 17 km na południe od Cape Horn. Jednoosobowa załoga została zmuszona do aktywacji urządzenia alarmowego z powodu złych warunków atmosferycznych, które spowodowały złamanie grotmasztu jachtu. Sygnał alarmowy uruchomił Centrum Kontroli Chile - MRCC Chile. Stwierdzono, że w strefie aktywacji urządzenia znajdują się dwa statki, które niezwłocznie popłynęły na miejsce wypadku. 
Równocześnie ze statkami wystartował samolot P-111, który miał za zadanie zlokalizować jacht. W tym samym czasie z portu wypływa statek PSG "Isaza", by poprzeć działania ratunkowe. Około godz. 13.20 nawiązano kontakt wizualny z załogą jachtu. Kiedy stwierdzono, że załoga żyje, ze statku "Aurora Bay" przystąpiono do niezwykle niebezpiecznego manewru ratunkowego. Akcja trwała około godziny, ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne. Samotny żeglarz na pokładzie statku został przebadany przez pielęgniarkę, która nie stwierdziła większych zmian w stanie jego zdrowia. Jacht prawdopodobnie został stracony. Nie mamy o nim żadnych wiadomości.
|
Komentarze obsługiwane przez CComment