Jesteś tutaj: Strona Startowa Wspomnienia nauczycieli i absolwentów To była szkoła, to były czasy! Część 3
Pobyt w Technikum Energetycznym uważam za jeden z najbardziej znaczących okresów w moim życiu. I to wcale nie ze względu na naukę, której postępy były odnotowywane na kolejnych świadectwach, do świadectwa dojrzałości włącznie. Starzejąc się, a raczej dojrzewając, ...
... jak mówią pochlebcy, spostrzegam w sobie coraz większą skłonność do refleksji. Dawniej emocje i namiętności będąc porywczymi i burzliwymi najczęściej były niewyrażalne. Obecnie, wyrazić mogę nawet stany nie emocjonalne. Świadczyłoby to o tym, że mogę "dzielić się już refleksjami". Jak to śmiesznie brzmi.
Szkoła to nie tylko mury, sale wykładowe, warsztaty, pracownie. Zafascynowani dzisiejszą techniką dajemy się ponieść oczarowaniu komputerami, skanerami, symulacjami, multimediami i innymi tego typu bajerami. Dla mnie szkoła to ludzie - trudny do uchwycenia klimat współpracy mistrza z uczniami. Im więcej w szkole indywidualności, autentycznych osobowości z pasją realizujących swoją życiową misję, tym lepiej dla uczniów. Tym więcej wiedzy, a szczególnie mądrości może być zaoferowane do wyboru i analizy. Tym więcej inspiracji do poszukiwania indywidualnej drogi życia. Tym więcej możliwości rozwoju i większa pewność siebie w samodzielnym kształtowaniu i borykaniu się z życiem. Patrząc na to w ten sposób, przeglądam stare zdjęcia i puszczam film pamięci tworząc Revue z najmocniej przebijających się do świadomości scen i wydarzeń.
Dla mnie dobry plan lekcji, to był taki, w którym przedmioty najważniejsze, najczęściej trudniejsze od innych były na początku. Niewątpliwie do nich należały lekcje matematyki prowadzone przez Dyrektora Wieruszewskiego.
Mimo że, spokojne, zawierały w sobie specyficzny rodzaj elektryzującego napięcia. Kumulowało się ono i wyładowywało przy omawianiu ocen i prac sprawdzających. I co ciekawe, nie wynikało ono z możliwości uzyskania dwójki. Zaczynało się najczęściej od prac najgorszych, a kończyło na pracy Zygmunta Garnczarczyka, prawie zawsze bardzo dobrej, lub też zaczynało się od pracy innych. Charakterystycznym, tkwiącym mi w świadomości do dziś, fundamentalnym stwierdzeniem Profesora, wypowiadanym trudnym, czy wręcz niemożliwym do naśladowania brzmieniem głosu: "Giesa, Giesa, coś tam popisał. Weź się za robotę, bo stać cię na więcej". Stwierdzenie to stało się moim credem. Cały czas mam świadomość, że mam się brać za robotę, bo stać mnie na więcej. Na żarty z Dyrektorem mało kto mógł sobie pozwolić. Co nie świadczy, że na lekcjach nie wybuchały salwy śmiechu. W czasie omawiania zasad budowy i posługiwania się suwakiem logarytmicznym, jeden z nas, zapytał Wierusza, czy na suwaku można dodawać. Oczywiście, Wierusz zbulwersowany pytaniem, wracał do istoty logarytmów, ale bezskutecznie. Lekko zdenerwowany patrzył, jak Karol przewrócił suwak dołem do góry i ołówkiem sumując dwie cyfry, udowodnił, że można dodawać na suwaku. Myślę, że Wierusz był zadowolony z kawału. A procedurę postępowania przy badaniu przebiegu funkcji znam do dziś.
Gatunki stali zastosowane w poszczególnych elementach, warunki obróbki cieplnej, technologiczność wykonania to obszary, w które wprowadzał nas Pan Profesor Edward Makula. Układ żelazo-węgiel, struktury, grzanie i chłodzenie nabierało szczególnego znaczenia, gdy element miał być narzędziem, śrubą, podstawą. Sposób napędu wykrojnika, zasady sterowania jego pracą, ilość skoków na minutę. To wszystko, i dziesiątki innych rzeczy składało się na specyfikę zajęć projektowych.
Krocząc ścieżką lektur szkolnych poznawałem dylematy władzy, paradoksy interpretacji, problemy: być albo nie być, być albo mieć, czekać na wydarzenia, czy samemu je tworzyć. W połączeniu z lekcjami historii i lekcjami wychowawczymi, zdobywając nową wiedzę popadałem w nowy zamęt. Zamęt ten jakoś próbowałem porządkować. Szukałem generalnych, idealistycznych rozwiązań.
A Profesor Nafalski mówił: "Nie ma jednoznacznych rozwiązań, każdy musi znaleźć swoje własne. Własne rozwiązanie to własna droga życiowa. Budowanie charakteru i zdobywanie wiedzy, która może stanowić zaczątek mądrości jest procesem, który trwa całe życie. Każdy może polemizować ze słowami, ale czyny mówią same za siebie".
Wtedy tego nie zrozumiałem, nie akceptowałem, nie była to moja mądrość, nie wynikała z doświadczeń mojego życia. Dzisiaj jestem skłonny przyznać mu rację.
Był to fascynujący okres, w którym prawie wszystko zdarzało się po raz pierwszy. Pierwszy poważny egzamin, pierwsze samodzielne projekty, pierwsza zakazana kawa w kawiarni, do której uczniowi - czyli mnie, nie wolno było wchodzić - sprawdzali to nauczyciele chodząc po kawiarniach Bytomia.
Oczywiście pierwsza wielka, będąca w stanie poruszyć Ziemię miłość. Pierwsza pocztówka dźwiękowa, odtwarzana na "Bambinie" z nagraną własnym głosem dedykacją "Kochanej Heni", na której Jacek Lech śpiewał "Bądź dziewczyną z moich marzeń, z moich snów", a Skaldowie "Cała jesteś w skowronkach". Wydawało się, że będzie trwać stale i niezmiennie. Więc, jak napisał ktoś, "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą i to najczęściej ci, którym tak wiele zostało do zrobienia, tak wiele do przeżycia. Ci, których tak wiele kochało. I nigdy nie udaje się odpowiedzieć na pytanie:
Dlaczego tak szybko?"
Ernest (Ernst) G.
TE 5a 1965
Kontakt z nami: Kliknij Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Komentarze obsługiwane przez CComment