• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Solą "Naszej Witryny", jak wiadomo, są najrozmaitszej treści artykuły. To za ich pośrednictwem próbujemy Wam przybliżać zarówno przeszłość jak i teraźniejszość. Opisujemy m.in. wczoraj i dziś naszej szkoły, naszego miasta, kariery i zamiłowania nauczycieli i absolwentów, a także spotkania absolwentów i członków Klubu KEAiS etc. etc.  A co jest solą tych artykułów?

 

Oprócz fotografii i plików video (jak wiadomo, jesteśmy wzrokowcami), solą naszych artykułów i reportaży są... Wasze komentarze. To one dowodzą, czy przedstawiony temat się podoba, czy wzbudził zainteresowanie, jak jest odbierany. To one wzbogacają naszą wspólną wiedzę, wnosząc niejednokrotnie cenne, a nieznane autorom szczegóły do poruszanej materii. To one wreszcie pozwalają na korektę ewentualnych błędów czy przeinaczeń, które czasami pojawiają się w treści za sprawą złośliwego chochlika. Jednym słowem, są niezwykle ważne i pełnią bardzo istotną rolę w życiu naszej witryny.

 

Chcieliśmy Wam przybliżyć kilka - naszym zdaniem - najbardziej charakterystycznych komentarzy, które swoją treścią świetnie uzasadniają to, co zostało o nich napisane powyżej.

 
 Hans Raschka 4a 1958: Pani Kopeć, polonistka, zwana Kopećką. Braliśmy „Chłopów” Reymonta. Kopećka pyta się pierwszego: Czytałeś „Chłopów”? - Naturalnie. Którą porą roku zaczynają się „Chłopi”? Po krótkim namyśle pierwszy odpowiada - wiosną. Siadaj - dwója. Kopećka pyta się drugiego. Ten odpowiada – latem (jak nie wiosna to na pewno lato - myśli). Znowu dwója. Trzeci - ten typuje na jesień. Teraz następuje pytanie: „Co robią chłopi w jesieni?” - przy tym pytaniu musiał spasować. W międzyczasie zwracam się do Waltera: "Walter, ty jesteś ze wsi, co robicie na jesieni?" "No ja... wykopki i tak dalej". Ale to mi też nie pomogło - też dostałem dwóję. Kiedy indziej Kopećka kazała mi referować z "Pana Tadeusza". Jak zacząłem, że „Tadeusz godoł do Zosieńki”, to Kopećka mi przerwała i powiedziała: Jo ci zaroz pogodom!

 

 

Jan Dziedzic 5b 1963: Na jednej z akademii z okazji takiej a takiej, występująca na scenie młodzież odczytywała tytuły filmów dopasowanych do poszczególnych nauczycieli. Panu Profesorowi Gomolińskiemu "dopasowano" film - BITWA O SZYNY. Był wielki aplauz, sala długo biła brawa.

Raz profesor poprosił, żeby pomóc mu wnieść węgiel z piwnicy na jakieś wysokie piętro w jego domu. Oczywiście po szkole. Poszło nas pięciu na ochotnika. Nie przeczę że liczyliśmy na łaskawsze spojrzenie "przy tablicy". Po skończonej pracy (ciężkiej), Pan Profesor posadził nas przy stole, poczęstował herbatką i żeby nie mieć długów wdzięczności, orzekł, że za tę pomoc udzieli nam teraz korepetycji. I to była dla nas "śmierć". W szkole można było schować się za plecy kolegi, a tu KAWA NA ŁAWĘ. Zadanie i rozwiązywać - oko w oko, przy jednym stole z Profesorem. I tak przez 2 godziny, zadania, przepytywania, wymówki itp. To była moja (nasza) najbardziej stresująca lekcja matmy. I to na własne życzenie.

 

Mikołaj Studziński 5b 1963: Przybylski Józef... Nazywaliśmy Go wtedy „Józiu Szczota”, a to z racji bardzo starannie przystrzyżonego wąsika. W tym czasie (lata sześćdziesiąte) nie było to takie zupełnie codzienne zjawisko. Uczył nas krótko, i o ile pamiętam: mechaniki. Był w naszym odczuciu bardzo pedantyczny. Najważniejsze wnioski z lekcji dyktował nam do zeszytu, i chwała Mu za to... Pamiętam, jak kiedyś kazał nam coś podkreślić, i zauważył, że któryś z kolegów używa do tego linijki (chyba z suwaka logarytmicznego), co przedłużało całą sprawę. Został wtedy za to zrugany, że jest „nadgorliwcem”. Było to dla nas jakby nowe, mało znane, określenie. Nie myślałem wtedy, że po tylu latach (prawie pięćdziesiąt) stanie się ono znowu tak aktualne.

 

Jan Jendrzej 5a 1965: Ponieważ tempo wykładów z fizyki u prof. Sroczyńskiego było zawrotne, następowały chwile, gdy byliśmy już naprawdę zmęczeni. Wówczas czujny Pan Profesor znienacka wtrącał jakieś dowcipy lub ciekawostki, by ożywić słuchaczy. Do dziś pamiętam moment, kiedy podczas stosunkowo trudnego wykładu znużenie klasy doszło do zenitu. Pan Marian wyczuł to i nagle zwrócił się do nas w te słowa:


- Nie rozumiem, dlaczego w ubikacji malujecie na ścianie chłopów z nieproporcjonalnie dużymi penisami. Toż popatrz do lustra, jeśli chcesz być artystą, ...i zachowaj proporcje!

Klasa parsknęła śmiechem, pan Sroczyński natomiast przystąpił do dalszego wykładu. Jednak cel swój osiągnął: klasa znowu z uwagą słuchała wykładu.

 

Peter Scheffzyk 5b 1965: Mgr inż. Edward Makula był moim nauczycielem, był prof. mechaniki w Energetyku. Jestem absolwentem Energetyka klasy Vb z 1965 roku. Już przeszło ponad 50 lat od tego czasu i doskonale sobie przypominam jak żeśmy naszego Mistrza Świata w 1963 roku witali na "Pogodzie", na przystanku autobusowym po powrocie z Argentyny. Niesamowita radość. O naszym prof. mogę tylko tyle powiedzieć, że był nie tylko doskonałym fachowcem trudnego fachu, jakim jest mechanika, ale doskonałym pedagogiem a przede wszystkim super CZŁOWIEKIEM. Jego wykłady były zawsze bardzo interesujące, nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim podparte przykładami praktycznymi. Właśnie z jego powodu (był idolem i motywacją) zacząłem latać szybowcem w gliwickim aeroklubie. Niestety moje doświadczenia szybowcowe ograniczają się do ca. 25 godz. samodzielnego latania, czyli nie ma o czym mówić, ale to jest inny temat.

 

Andrzej Fogel 5d 1968: Czy można było dostać "haka" z polskiego na zajęciach warsztatowych? 
A, oczywiście! W pierwszych latach odbywaliśmy "warsztaty" w warsztatach Szkoły Górniczej przy ulicy Wolności (wtedy). Nasz klasowy kolega, wspaniały Ślązak (ani Polak, ani Niemiec, tylko Ślązak. Wtedy tego nie rozumiałem, dzisiaj patrzę na to inaczej), Henryk(?) Stasz, napisał w zeszycie sprawozdanie z poprzednich zajęć: "Rżnołem laubzegom szperplatę".

 

 

Jacek Kawa 5a 1971: Pamiętam, jak Jasiu (dyr. Nafalski – przyp. red.) wpadał do męskiego ustępu i wypowiadał sławetne "Rączki do góry"! Następnie po kolei każdy musiał pokazać, co ma w kieszeniach, obojętnie czy to był "palacz", czy nie.

Gdy pisaliśmy klasówkę, zadawał temat, otwierał drzwi na oścież i wychodził z klasy. Bezszelestnie wpadał później do klasy i...  "Rączki do góry!" do delikwenta, którego przyłapał na ściąganiu. 

Niezapomniany "Jasiu"!

 

Grzegorz Gałęzowski 5a 1977: Na lekcji PO "Generał" (Edmund Gruszka - przyp. red.) wywołał do odpowiedzi koleżankę Jolę Z. Pytanie brzmiało: - Wymień stopnie marynarskie. Z początku wszystko było jak trzeba, ale przy admirałach wzrok Joli błądził po klasie z prośbą o pomoc. Oczywiście ruszyliśmy z pomocą i rozległy się szepty: "kontradmirał!!". Jola uśmiechnęła się i wymieniła kolejny stopień: - Admirał konny!!! Jolu, kochamy Cię!!!

 
Kochani nasi Czytelnicy! Dziękujemy Wam za wszystkie komentarze i prosimy o jeszcze więcej. Piszcie - dzięki Waszym słowom witryna ta będzie ciekawsza i atrakcyjniejsza!
 
Zespół Redakcyjny EEB

Komentarze obsługiwane przez CComment