• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
 

BHP - choć przedmiot smętny,
Dla nas wielce by
ł ponętny,
Bo od progu klasa cała
Wzrokiem Magdę pożerała.

 

  W piątej klasie wspaniałego przedmiotu „BHP" uczyła nas pani Magdalena Blachlińska. Piszę „pani", choć w rzeczywistości była to sympatyczna, a przy tym urodziwa i seksowna dziewczyna, zaled­wie parę lat starsza od nas. Myślę, że wchodząc do naszej klasy czuła się nieco nieswojo, mając świadomość, że trzydziestu paru dryblasów wręcz rozbiera ją wzrokiem. A oto jak zapamiętał ten moment mój kolega klasowy (Va 1975), Piotrek Kajzer: 

Rozpoczął się rok szkolny, a my czekaliśmy na nowego belfra z BHP. Wraz z Heńkiem Milerem siedziałem w pierwszej ławce od drzwi (akurat otwartych na oścież). Usiadłem na blacie naszej ławki i majtałem nogami. Na horyzoncie pojawiła się jakaś młoda dziewczyna, bardzo ładna i atrakcyjna, ale w swoim zachowaniu jakaś niepewna. Wi­dząc to, wyszedłem przed klasę i „strzeliłem" ją konfidencjonalnie w plecy, pytając:

- A ty czego tu szukasz, mała? - na co „odrobinę" zdezorientowana odparła:

- Ja tu mam zajęcia z BHP... - Była to właśnie Magda.

 

  Któregoś dnia, nieco ryzykownie, jak się zaraz okaże, przyszła do szkoły w dość krótkiej spódnicy. Rzecz jasna, wszyscy od razu skupili swą uwagę na odsłoniętych, zgrabnych nogach pani profesor.

Skoro tylko Magda usadowiła się na krześle, siedzący w pierwszej ławce przy ok­nie, tuż przy katedrze, Piotrek P. natychmiast „zgubił" długopis. Aby go odnaleźć, wlazł pod ławkę i... już tam pozostał, z nabożną czcią i maślanymi oczyma kontemplu­jąc roztaczający się przed nim uroczy widok. Nie spodziewająca się niczego Blachlińska, zaczęła sprawdzać obecność, zakładając niefrasobliwie nogę na nogę. Ponieważ siedziałem w pierwszej ławce środkowego rzędu, widziałem rzecz całą jak na dłoni. Niemego zachwytu Piotrka wprost nie da się opisać. Myślę, że wyznawcy Proroka z równą ekstazą spoglądają na hurysy w mahometańskim raju. Pewnie przesiedziałby tam do końca lekcji, gdyby nie to, że kiedy Magda, doszedłszy do nazwiska Piotrka, usły­szała zduszone: „Jestem!" jakby spod ziemi - zorientowała się w czym rzecz. Odsko­czyła od katedry jak oparzona i, oblawszy się pąsem, zawołała:

- P., jaki ty jesteś głupi!

Przeciągły rechot ubawionej klasy pewnie dobił do reszty biedną Magdę, bo do końca lekcji jakoś nie mogła odzyskać kontenansu. No cóż, nie było winą Piotrka, że pani profesor była „baardzo do rzeczy", a przy tym nieledwie naszą rówieśnicą...

 

W latach siedemdziesiątych w karnawale organizowane były w naszej szkole słynne "bale kapitańskie", których animatorem był Joachim Baron, słynny "Rumcajs". Podstawową zasadą tej imprezy było (z reguły jak najdziwniejsze) przebranie. Nie miałem żadnego pomysłu, więc poszedłem na tzw. "wariata" i wlazłem w różowe barchanowe majtasy do kolan. Marynarka, czapka i lizak dyżurnego ruchu (pożyczone od kuzyna) oraz... sztuczna szczęka (pożyczona od babci) dopełniała całości owego osobliwego stroju, w którym wyglądałem jak kolejarski Dracula. Najistotniejsze wszakże było to, że do uroczystego poloneza, będącego jednocześnie konkursem na najoryginalniejsze przebranie, porwałem bez wahania nieco zdetonowaną Magdę i... w taki oto sposób zdobyliśmy I miejsce.

 

Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ.

Komentarze obsługiwane przez CComment