• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_00.jpg Napisał: Woźniak Krzysztof wozniak_krzysztof_2.jpg
Absolwent z roku: 1975 5a
Typ ukończonej szkoły: Technikum Elektroniczne

Inne: mgr inż., manager

 Historia ta liczy sobie już 115 lat. Opisuje losy jednej z najbardziej malowniczych, a zarazem najciekawszych i owianych nimbem tajemniczości postaci XIX-wiecznego Górnego Śląska i mogłaby posłużyć jako scenariusz do niemal hitchcockowskiego thrillera. Zacznijmy jednak od początku.
27 kwietnia 1853 roku w Tworogu, w rodzinie Franciszka i Marii Sobczyków, przyszedł na świat syn, który na chrzcie otrzymał imię Carl, czyli po prostu Karol. Najpierw chłopiec, potem młodzieniec, między znajomymi i sąsiadami cieszył się dobrą opinią, ale niczym specjalnym spośród swych rówieśników się nie wyróżniał. Jako że był cesarskim poddanym, wzięto go do wojska, gdzie dały znać o sobie jego nieprzeciętne umiejętności strzeleckie. Zasłynął bowiem jako strzelec wyborowy i z tej też racji Kaiser Wilhelm I znał go osobiście.
 
Dokument z 30 kwietnia 1853 r. o chrzcie Carolusa Sobczyka
Dokument z 30 kwietnia 1853 r. o chrzcie Carolusa Sobczyka

 Dokument z 30 kwietnia 1853 r. o chrzcie Carla Sobczyka

b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_02.jpg

Der Wilderer Sobczyk - jedna z wielu broszur poświęcona Rabsikowi

 Po powrocie z wojska młody Karol zamieszkał w Nowej Wsi. Jednakże to, co wyróżniało go w wojsku, nie na wiele przydało mu się w cywilu – nie mógł znaleźć pracy. Próbował w różnych miejscach jako robotnik sezonowy, ale nigdzie nie udało mu się zagrzać dłużej miejsca. Ponieważ nie miał co jeść, zaczął kłusować, a strzelać, jak już wiemy, potrafił niezgorzej. Niestety, kłusownictwo w tamtych latach było szczególnie niemile widziane (o czym później), dlatego też Sobczyk naraził się mocno tamtejszym leśniczym, którzy zaczęli go ścigać bez miłosierdzia. Wreszcie go dopadli i w rezultacie eks-snajper trafił za kratki. 

 b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_03.jpg

 Polowanie w okolicach Świerklańca
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_04.jpg
Dokarmianie dzików w książęcych lasach
Od grudnia 1880 do roku 1892 przesiedział 9 lat z okładem. Wyszedł na wolność z mocnym postanowieniem poprawy – chciał żyć i pracować jak normalny człowiek. Znów jednak złośliwy los zaczął mu rzucać kłody pod nogi. Pracy nigdzie nie dostał, więc… zaczął robić to, na czym się znał. Wraz z dwoma kolegami po fachu: Pigullą i Samolem ponownie zaczął kłusować i ukrywać się w lasach między Koszęcinem, Lublińcem i Świniowicami. Pomny starych błędów stał się daleko bardziej ostrożny: wraz z towarzyszami nigdy nie przebywał w jednym miejscu dłużej niż trzy dni. Mieszkańcy okolicznych wsi nadali mu miano Rabsika. Tu pora na małą dygresję. Rozległe niegdyś kompleksy leśne gmin Świerklaniec, Tarnowskie Góry i Miasteczko Śl. stanowiły własność księcia Henckel von Donnersmarck ze Świerklańca, zaś lasy dzisiejszej gminy Tworóg, Kalety aż po Koszęcin, Boronów i Woźniki, należały do przedstawicieli rodu Hohenlohe ze Sławięcic i Koszęcina.Knieje te obfitowały w dziką zwierzynę, toteż nieraz odbywały się tu wielkie polowania. Częstym gościem śląskich magnatów był cesarz Wilhelm II. Wielokrotnie uczestniczył w polowaniach u księcia Hohenlohe w Sławięcicach, u księcia Hochberga w Pszczynie, hrabiego Renarda w Strzelcach, czy hrabiego Thiele-Wincklera w Mosznej. Kilkakrotnie gościł także w Świerklańcu. Skoro sam kajzer upodobał sobie łowy w górnośląskich ostępach, nic dziwnego, że wykazywano szczególną troskę o pogłowie zwierzyny, zwłaszcza płowej. Niestety, wielkim zmartwieniem właścicieli lasów była plaga kłusownictwa. Aby jej przeciwdziałać, we włościach Donnersmarcków za zabicie kłusownika leśniczy otrzymywał premię w wysokości 10 (sic!) marek. W równie bezwzględny sposób rozprawiano się z kłusownikami w dobrach księcia Hohenlohe.  
Zima Roku Pańskiego 1895 była bardzo sroga; trzaskające mrozy sprawiły, że nocą 20 stycznia skostniały Sobczyk powrócił z lasu do swojego lokum w Nowej Wsi, które wynajmował u gospodarza, niejakiego Lorenza Ksienzyka. Niestety, popełnił błąd, ponieważ nie przewidział, że łasy na pieniądze gospodarz jeszcze tej samej nocy zadenuncjuje go w miejscowym urzędzie gminy i skwapliwie zgarnie 500-markową nagrodę. Tworogowski żandarm Fieber nie zwlekając zorganizował obławę, w której wzięło udział dwóch gajowych: Paul Broll i Johann Myrczyk oraz kilku silnych mężczyzn pracujących w lesie: Johann Dramski, Poloczek i Mrozik. Około godziny 23.00 Fieber wezwał przez zamknięte drzwi Rabsika, żeby się poddał. W odpowiedzi kłusownik z okna poddasza otworzył ogień: zranił (jak się okazało śmiertelnie) Brolla, a następnie zastrzelił Fiebera, co widząc pozostali czmychnęli gdzie pieprz rośnie. Chociaż nad głową Sobczyka gromadziły się coraz czarniejsze chmury, on zdawał się tym zbytnio nie przejmować, ba! nawet poprzysiągł Ksienzykowi zemstę. Na razie jednak postanowił zniknąć i poczekać na sposobną okazję. Minęły trzy miesiące i nastała wiosna. Rankiem 30 marca 1895 r. zdradziecki gospodarz wyszedł do pracy w pniowieckiej prochowni. Nie wiedział, że za mostem na Granicznej Wodzie, między Nową Wsią i Cegielnią, czyhał na niego Rabsik. Ujrzawszy ofiarę krzyknął: „Ksienzyk, ty podły zdrajco!”, po czym dwukrotnie doń strzelił, trafiając w ramię i w brzuch (miejsce to upamiętnia do dzisiaj niewielka kapliczka zawieszona na drzewie, tuż przy rzece).  
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_05.jpg
Nowa Wieś - kapliczka upamiętniająca zamach Rabsika 
Postrzelony ostatkiem sił dowlókł się do zagrody niejakiego Grunera; ten zawiózł go furmanką do domu, gdzie Ksienzyk zmarł kwadrans po dwunastej. Umierającego denuncjatora zdążył jeszcze przesłuchać tworogowski wójt, Stahr. Od tego czasu Sobczyk był poszukiwany nie tylko za kłusownictwo, ale przede wszystkim za trzy morderstwa. Tym razem władza państwowa i książę Karl Gottfried zu Hohenlohe Ingelfingen osobiście, wyznaczyli za wskazanie lub pojmanie przestępcy niesłychaną na owe czasy nagrodę w wysokości 5300 marek. W maju 1895 r. sędzia śledczy przy Królewskim Sądzie Ziemskim w Bytomiu, wysłał list gończy, w którym opisuje Rabsika. Zgodnie z deskrypcją, Sobczyk liczył sobie 42 lata, mierzył 172 cm, włosy miał ciemne, a sylwetkę smukłą; nosił wąs, krótką bródkę, miał niskie czoło i lewe oko mu ciągle mrugało. Zaznaczono także, że codziennie zmienia ubranie. W międzyczasie robotnik leśny, Johann Dramski z Tworoga, który brał udział w styczniowej obławie, awansował na gajowego. Pewnego razu, całkiem przypadkowo, dwaj przeciwnicy spotkali się oko w oko i… w jednej chwili przyłożyli sobie nawzajem broń do skroni. Pierwszy odezwał się Sobczyk, mówiąc, że Dramski ma być rozsądny, opuścić broń i odejść, a nic mu się nie stanie. Na szczęście gajowy, najwidoczniej pomny smutnego losu kompanów, zastosował się do dobrej rady. Oczywiście natychmiast wszczęto poszukiwania, ale Rabsik, jak wiele razy wcześniej, przepadł jak kamień w wodę. W Tworogu przy zamku mieszkał znany i szanowany w okolicy felczer-znachor, Ludwig Rumpel. Nie bez powodu przypuszczał, że znana mu żona Sobczyka, Franciszka, pozostaje z mężem w kontakcie. Mając na względzie zawrotną sumę nagrody, postanowił spróbować szczęścia. Zaproponował jej, że jeśli dostanie ubitego jelenia, to postara się o paszport, dzięki któremu Rabsik mógłby zbiec do Rosji, a później i dalej. Dodajmy, że do granicy w owych czasach było stamtąd zaledwie ok. 40 km. Ryba chwyciła przynętę. Kłusownik przystał na tę propozycję, ponieważ od dłuższego czasu ziemia paliła mu się pod nogami. Nocą z 15 na 16 lipca 1895 r. Rumpel dobił targu z Rabsikiem butelką wina, którą sam postawił. Niestety, tak czujny dotąd Sobczyk nie podejrzewał, że w winie był proszek usypiający i wpadł w zastawioną pułapkę. Podstępny felczer załadował śpiącego jak kamień delikwenta na tragacz (taczka do gnoju) i dostarczył na posterunek policji. Kłusownik-morderca został osadzony w słynnym bytomskim więzieniu, które po niedawnej przebudowie było jednym z najnowocześniejszych i największych w całych Niemczech. Dodać tu trzeba, że bytomski sąd przysięgłych (Schwurgericht) był najpoważniejszą tego typu instytucją w tej części Śląska, wspólną aż dla czterech powiatów: bytomskiego, gliwickiego, lublinieckiego i pszczyńskiego. Także i okazały, istniejący do dziś neorenesansowy budynek sądowy, wybudowany w miejsce wyburzonego w 1894 r. poprzednika, był świadectwem kluczowej roli Bytomia na Górnym Śląsku w tamtejszych czasach. 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_06.jpg 
Podpisy Sobczyka i Rumpla na dokumentach urzędowych
Podczas rozprawy sądowej w dniach 30 IX - 1 X 1895 r. Sobczyk przyjął taktykę nie rozumienia języka niemieckiego. Widząc to sędzia Sperlich wiele się nie zastanawiał i sprowadził tłumacza niemiecko-polskiego, radcę kancelarii o nazwisku Schwingel. Zdesperowany aresztant prawie nic nie jadł i ciągle powtarzał: „a to piękny figiel, leśniczowie z Tworoga napiją się teraz prawdziwego wina, żem się dał tak schwytać”. Prokurator i służba więzienna mieli poważne obawy, by Sobczyk nie zmarł z głodu przed wydaniem wyroku. Prokurator nawet zachęcał go do jedzenia, pocieszając, że być może wyrok zostanie zamieniony na długoletnie więzienie. Przed jego ogłoszeniem Rabsik chwycił się ostatniej deski ratunku: napisał list do Kaisera Wilhelma II z prośbą o ułaskawienie, powołując się na bezpośrednią znajomość z jego dziadkiem, Wilhelmem I.  
 
b_150_100_16777215_00_images_bytom_wczoraj_i_dzis_bytom_wczoraj_o_rabsiku_opowiesc_o_rabsiku_07.jpg 
Budynek bytomskiego więzienia - widok obecny

 

W dniu 8 stycznia 1896 roku plac bytomskiego więzienia został dostosowany do wykonania wyroku. Na tę okoliczność, specjalnie z Wrocławia, przyjechał kat o nazwisku Reidl. W tym dniu wykonał trzy wyroki przez ścięcie. Pierwszy został ścięty Rabsik, był on 144 ofiarą kata. Jako drugi został stracony niejaki Arlt z Bytomia, który powróciwszy z wojska zabił swoją narzeczoną, podejrzewając ją o zdradę. Trzeci skazaniec - za zabójstwo w pijackim amoku żony i dziecka - był maszynistą lokomotywy w zakładach Siegeheims Rosbahn Tarnowitz. Sobczyk został pochowany przez bytomskiego proboszcza, ks. Teodora Myśliwca (częstego gościa brynkowskich Donnersmarcków). Na pogrzeb policja wpuszczała tylko krewnych.  Z upływem czasu, elektryzująca przez niemal rok śląską prasę i bulwersująca całą okolicę afera powoli zaczęła odchodzić w zapomnienie. Minęło dziewięć długich lat, podczas których tworogowski znachor, zainkasowawszy upragnioną nagrodę, jak gdyby nigdy nic wykonywał swój zawód. Pewnej wiosennej nocy 1905 roku pod domostwo Rumpla podjechała bryczka. Wysiadło z niej dwóch obcych mężczyzn (jak się okazało byłych kompanów Sobczyka) i poprosiło go, żeby pojechał do nieodległej Połomi w celu odebrania porodu. Nie podejrzewający niczego Rumpel zabrał niezbędne utensylia i wsiadł do pojazdu. Kiedy wyjechali z Brynka, niedaleko obecnej leśniczówki w Brzeźnicy, nieznajomi zatrzymali powóz, wyrzucili znachora na ziemię i tam pozbawili go ostrym narzędziem atrybutów męskości (dla upamiętnienia tego wydarzenia powieszono w tym miejscu kapliczkę na drzewie, która już dzisiaj nie istnieje, ale pozostały w tym miejscu jeszcze gwoździe). Od tego czasu okaleczony felczer chodził po wsi w brązowym habicie pokutnym; głos mu się nieco zmienił i niedługo potem, w dniu 30 lipca 1905 r., zmarł. W taki oto sposób Rabsik, choć zza grobu, ale za to srodze, zemścił się na sprawcy swojego nieszczęścia. Po straceniu słynnego kłusownika pojawiło się o nim bardzo dużo publikacji w języku niemieckim i polskim. Najdokładniej jego życiorys i przebieg procesu opisał świadek tamtych czasów, Conrad Zschiedrich, w broszurce za 30 fenigów pt.: „Der Wilderer Sobczyk und sein Prozes vor dem Schwurgericht zu Beuthen O/S”, („Kłusownik Sobczyk i jego proces przed sądem przysięgłych w Bytomiu, na Górnym Śląsku), wydanej pod koniec 1895 r., jeszcze przed wykonaniem wyroku. Carl Sobczyk zyskał dużą sławę i popularność na Górnym Śląsku. Na trwałe wpisał się w panteon „śląskich zbójników” ubiegłych stuleci, który bez niego byłby uboższy i niepełny. Postać ta przydaje swoistego kolorytu tym ziemiom, a skłonna do mitologizacji ludność, mimo złej sławy, jaka go otaczała, widziała w nim lokalnego herosa, postać niemal półlegendarną. Jego imię przetrwało w ludowych podaniach i klechdach przez niejedno pokolenie przełomu XIX i XX wieku.

 

Krzysztof Woźniak Va 1975

 

Bibliografia:
1. Fryderyk Zgodzaj – „Rabsik” (Montes Tarnovicensis 24/2007)
2. Weronika Silczak – „Leśne opowieści, czyli myśliwi, kłusownicy i przemytnicy” (Montes Tarnovicensis 13/2004). 

 
 

 

Komentarze obsługiwane przez CComment