![]() |
Smętne niosły ciut klimaty Nam z "Ramzesem" aparaty, Było więc szczególnie w cenie Każde urozmaicenie. |
Lekcje z „Ramzesem” w rankingu najciekawszych mieściły się w dolnej strefie stanów niskich, dlatego też z chęcią witaliśmy jakiekolwiek urozmaicenia. Niewątpliwie najosobliwszą lekcję aparatów elektrycznych przeżyliśmy za sprawą naszego kolegi, Heńka Milera. A było to tak:
Semestr miał się ku końcowi, a u „Ramzesa” trzeba było mieć koniecznie przynajmniej dwa stopnie. Heniek miał jedną czwórkę, nie był przygotowany i wiedział, że będzie pytany. Aby tego uniknąć, ułożył się na niskich hakach stojaka na płaszcze (tych od parasoli) i w pozycji fakira zastygł w bezruchu. Trzydzieści kurtek i skafandrów zakryło go zupełnie.
Zaczęła się lekcja. „Ramzes” sprawdza obecność, nie podnosząc głowy znad dziennika:
-...Kwasek... Łukasiewicz... Miler!
- Jestem! – gromko odpowiada Heniek, na tę chwilę wytknąwszy głowę zza skafandrów. Wszyscy duszą się ze śmiechu, a niemający o niczym pojęcia Pan Wacław spokojnie sprawdza dalej. Wreszcie przechodzi do tzw. części artystycznej i wywołuje Heńka:
- Do odpowiedzi przyjdzie... Miler! – Cisza.
- Miler, śpisz? – Po klasie chodzą stłumione chichoty, porozumiewawcze spojrzenia, lecz delikwent nie przychodzi do tablicy. „Ramzes” nie posiada się ze zdumienia: przecież przed chwilą wyraźnie słyszał głos Milera! Powziąwszy jakieś podejrzenie, chodzi po klasie, przygląda się nam i... nic nie rozumie. Wreszcie, uznawszy, że ktoś „podrobił” głos kolegi, wstawił mu nieobecność i dał spokój.
Po lekcji, odczekawszy chwilę, by „Ramzes” przypadkiem nie wrócił, spocony Heniek wylazł wreszcie spod sterty kurtek. Przyznać trzeba, że wybrał dość bohaterską, a nade wszystko spektakularną, formę uchylenia się od odpowiedzi, mógł bowiem równie dobrze nie przyjść na zajęcia, ale... cóż byśmy wtedy wspominali?
|
|
Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ. |
Komentarze obsługiwane przez CComment