Praca w dziale inwestycji, świadomość że uczestniczę w akcie realizacji potężnej inwestycji krajowej oraz że wpływam na budowę tej kopalni, sprawiała mi dużą przyjemność. Wyobraźcie sobie, że jesteście w pierwszej dwudziestce pracowników kopalni, gdzie było już dwóch dyrektorów, księgowość, mierniczy i prawnik od spraw wywłaszczeniowych, a reszta to inspektorzy nadzorów branżowych tej budowy. Byliśmy po czasie jak rodzina, chociaż codzienne odprawy u dyrektora wywierały na nas wrażenie.
Bo na kopalni zawsze istnieje dyscyplina. Mijały miesiące, a człowiek widział jak wyrastają z ziemi budowle, że głębione są w dużym tempie szyby, że budowany jest budynek dyrekcji, chociaż pierwszą naszą siedzibą w Ornontowicach, gdy przenieśliśmy się tam z Knurowa, był barak. Dążyliśmy do tego, by energię elektryczną otrzymywać już z własnej 110/6 KV stacji transformatorowej, by uruchamiać podstawowe rozdzielnice energii na placu budowy. Więc nie trudno sobie wyobrazić jak zadowoleni byliśmy z podania napięcia na pierwszą naszą stację zasilającą 110/6 KV. Powiem tylko, że podczas uruchomiania tej stacji wespół ze specjalistami energetyki, nie wychodziłem z placu budowy przez 3 dni. Na mojej głowie oprócz nadzoru inwestycyjnego, spoczywało także zatrudnienie elektryków do obsługi tej stacji i organizacja ruchu elektrycznego zakładu. Bo potrzebowaliśmy już swoich pracowników do utrzymania ciągłości zasilania i obsługi elektrycznej kopalni. Jeszcze przez pewien czas zajmowałem się inwestycjami i ruchem elektrycznym, ale elektryków kopalnianych przybywało więc zaproponowano mi kierownictwo oddziału elektrycznego i rezygnację z nadzoru inwestycyjnego.
Stacja transformatorowa 110/6 KV i rozdzielnia elektryczna 6 KV
W ten oto sposób zająłem się ruchem elektrycznym zakładu i zostałem kierownikiem oddziału elektrycznego. A ponieważ szyby głębiono w szybkim tempie, to "kiblem" często zjeżdżałem na dół kopalni, ponieważ utrzymanie ruchu elektrycznego podziemia też mi podlegało.
W kopalni drążono szyby o średnicy 11 metrów, czyli najszersze w Polsce. Sama jazda "kiblem " a potem wyjście na poziom było nie lada przeżyciem, gdy pod sobą miałeś podczas wysiadania jeszcze kilkusetmetrową przestrzeń szybu. Powiem tylko tyle, że najgłębiej zjeżdżałem w kopalni do rząpia szybu I, na głębokość 1100 metrów.
Ale oprócz pracy istniały na kopalni również przyjemności. Na wsi istniał piłkarski klub sportowy LZS Ornontowice, który działał do 1985 roku, po czym na piłkarskiej mapie Polski pojawił się GKS Gwarek Ornontowice.
Górniczy Klub Sportowy "Gwarek" powstał 3 lipca 1985 roku, patronat nad piłkarzami przejęło kierownictwo Kopalni Węgla Kamiennego "Budryk" w budowie. Klub dofinansowywany był ze składek kopalnianej załogi oraz przez związki zawodowe. Kopalnia całkowicie przebudowała stadion, który był chlubą klubu z porządnym zapleczem socjalnym i zadaszoną trybuną dla widzów. W tym czasie klub jak burza zmieniał klasy, awansując co roku do wyższej, by zakończyć na 4 lidze. Stałem się członkiem zarządu, a potem wiceprezesem i jeździłem z piłkarzami na wszystkie mecze. Piłkarki pierwszoligowego Piasta Gliwice nawiązały z nami kontakt, wiedząc że posiadamy piękny stadion i rozegrały u nas kilka meczów pierwszoligowych.
Muszę powiedzieć, że z kopalni otrzymałem talon na samochód "Zaporożec" oraz stałem się właścicielem nowego domu (jak na obrazku) wybudowanego przez kopalnię a wykończenia robiłem we własnym zakresie. Jednak ze względu na sytuację gospodarczą (puste sklepowe półki) i granice z żelazną kurtyną, zrezygnowałem z domu i przepisałem go na kolegę, a ja siadłem do "Zemsty Stalina" i przekroczyłem dwie granice - po długim staraniu się o wizę.
Dom, który już był prawie wykończony, ale nigdy w nim nie zamieszkałem, chociaż trochę potu tam wylałem
Dzisiejsza wieża szybu wyciągowego.
Postanowiłem po wpisie Ernesta nieco uzupełnić ten artykuł. Najchętniej wstawiłbym zdjęcia z mojej pracy w domku dwurodzinnym, bo takie miałem w moich gliwickich (bo tam wówczas mieszkałem) kolekcjach. Niestety wyjeżdżając Zaporożcem za granicę nie zabrałem kolekcji moich zdjęć. Zostawiłem klucze do mieszkania wraz z zawartością szwagrowi. Ponieważ jednak nie wróciłem, więc szwagier likwidował to mieszkanie. Gdzie podziały się zdjęcia mego dotychczasowego życia nikt nie wie. Szwagier twierdził w rozmowach telefonicznych, że chyba gdzieś je ma w swej piwnicy, jednak już ich nigdy nie znalazł. Natomiast dużo, dużo później, podczas mego pierwszego przyjazdu do Polski już w pierwszej dekadzie tego wieku odwiedziłem także klub GKS "Gwarek". Tam wręczono mi okolicznościową broszurę wydaną z okazji 80 rocznicy istnienia klubu, co miało miejsce w 1999 roku. Zdjęcie okładki tego wydania oraz pierwszego zarządu po zmianie nazwy na GKS, załączam.
W czasie pracy na kopalni zajmowałem się jeszcze wieloma innymi sprawami. Byłem także pierwszym Inspektorem Ognioszczelności i zajmowałem się bezpieczeństwem i zwalczaniem zagrożeń gazowych i pyłem węgla, po kursach w Kopalni Doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie.
CDN