![]() |
Jeszcze nie wszedł - już czekały |
Popularny Jogi permanentnie był narażony na mniej lub bardziej niewybredne psikusy, wyprawiane mu przez klasę. Do klasycznych numerów należało np. wpuszczanie kredy w prezerwatywę. Innym razem ktoś przywiązał zapaloną sznurówkę do nogi od krzesła, na którym siedział Pan Profesor. Oczywiście, mieliśmy niezły ubaw przyglądając się, jak Jogi zabawnie węszy, marszcząc nos i zastanawiając się, skąd wydostaje się swąd spalenizny. Na porządku dziennym było także spożywanie śniadania, tudzież czytanie gazety w ostatnich ławkach. |
Na ogół był pobłażliwy dla naszych niezbyt mądrych żartów, ale wyprowadzony z równowagi stawał się - jak każdy miś - niebezpieczny i zły. Na szczęście na krótko.
Wzorem przedwojennych nauczycieli, posiadał - ważniejszy od dziennika klasowego - specjalny kapownik, czyli notatnik, w którym zapisywał stawiane nam stopnie. W zakalcowatym nieco cieście trójczyn, z rzadka tylko pojawiały się w nim rodzynki czwórek. Któregoś razu napisał na tablicy „Piła ramowa", zamierzając nam przybliżyć sposób użycia owego niezastąpionego narzędzia. Po klasie przeleciał jednak tłumiony chichot, bowiem Pan Profesor pisał literę „ł" niemal identycznie jak „t". Jogi spojrzał podejrzliwie na klasę, ale zajarzył od razu w czym rzecz, bowiem doprawił do rzeczonego „ł" duże ogonki, żeby nie plątały się nam po głowie nieprzyzwoite skojarzenia.
|
A oto anegdota, którą nadesłał mój kolega klasowy, Piotr Kajzer (Va 1975)
Ernest Dybała nie miał szczęścia do Jogiego. Jakoś nie podchodziły mu klasówki i pytania. Jednakże razu pewnego, zawołany do odpowiedzi, otrzymał pytanie: W ostatnim dniu wystawiania ocen semestralnych, Jogi ogłaszając wyniki, powiedział:
|
Wszystkie anegdoty o nauczycielach znajdziesz TUTAJ. |
Komentarze obsługiwane przez CComment