Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

internet 04Prezentowane wspomnienia zostały napisane i przesłane autorom Monografii Naszej Szkoły wydanej z okazji 50-lecia naszej szkoły, a więc 18 lat temu.

Pan Ryszard Białoskórski „Ponton" (wychowawca w I klasie) - gdy oceniał naszą pierwszą klasówkę z chemii z zachwytem co raz wykrzykiwał ocenę: No, no, nadzwyczaj dobrze!!? ? Co oczywiście w klasie powodowało ogólne zadowolenie do czasu, aż wyjaśnił z uśmiechem: „nadzwyczaj dobrze”, czyli „nd", inaczej ‘niedostatecznie'...

Pan Krystian Gembala - uczył automatyki, wykładowca z wyższej uczelni (Uniwersytet Śląski?), bardzo dobrze wykładał. Nauczył nas (mnie) m.in. rachunku operatorowego i to na wyższym poziomie niż potem miałem na Politechnice Śląskiej.
Pan Jarosław Ilnicki w naszej klasie nazywany był również „Pilnik".
Pan Leon Lisiecki „Owsik" - często zdarzało się, że lekcje prowadził „po imprezie". Staraliśmy się po zapachu poznać: czysta czy wiśniówka. Pomimo tego rękę miał niesamowicie pewną (uczył rysunku technicznego - zresztą znakomicie). Odręcznie, na tablicy tak rysował okręgi, że wyglądały jak od cyrkla, (co zresztą podczas przerwy sprawdziliśmy!).
Pan Andrzej Liziniewicz „Dziki" - oj, dziki to on był naprawdę, (ale wyłącznie pozytywnie i na wesoło!!) - jako zastępca dyrektora, jednej z moich ambitniejszych koleżanek z klasy, w czasie zajęć na pracowni, powiedział, że poprawi jej stopień z WF-u, z 3 na 4, jeśli zrobi przy wszystkich przewrót w przód na podłodze. Zrobiła. Oceny nie poprawił, bo nie musiał - i tak była tam 5.
Pani Stanisława Mglej-Holak - wychowawczyni (znakomita!) - przejęła nas od II klasy po „Pontonie" (jakby nie było, kawalarzu), co było takim szokiem, że pospadaliśmy z krzeseł (część z nas dosłownie!), bo uchodziła za bardzo rygorystyczną. W rzeczywistości okazała się niezwykle sympatyczna i opiekuńcza! - (PS: jeśli to możliwe, proszę przekazać moje serdeczne pozdrowienia).
Pani Teresa Pawela (sporadycznie nazywana „Pawelka", (ale tak naprawdę, to nie miała przezwiska) - wicedyrektor, uczyła fizyki, w zakresie wiedzy ostra i wymagająca.
Uczyły nas jeszcze panie:
Pani Z. Frydman,
Pani Kawka (imienia nie pamiętam), pani M. Kuc no i oczywiście
Pani Magda Blachlińska - naszą klasę uczyła krótko, bo zmieniła pracę (takie śliczności, że na jej lekcjach pierwsze ławki były podwójnie obsadzane przez chłopców - co było nagminne również w innych klasach).

Ogólnie mogę powiedzieć, że szkoła reprezentowała bardzo wysoki poziom kształcenia. Wiem, że co najmniej 9 osób z klasy dostało się na studia. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że wiedza jaką uzyskałem z zakresu matematyki (rachunek operatorowy) czy przedmiotów zawodowych (rysunek techniczny, elektrotechnika) w zupełności była wystarczająca na I-szym roku studiów.
Zawsze wydawało mi się, że nauczyciele są wieczni. Może dlatego, że pojawiają się w życiu uczniów tylko na kilka lat, a po zakończeniu nauki trwają w ich wspomnieniach? Wspomnieniach nie tylko dobrych, ale i tych niezbyt przyjemnych, bo nie ma co ukrywać, i takie się zdarzały.
Dużym zaskoczeniem jest dla mnie wiadomość, że tak wielu z nich już nie ma. Pomimo, że ostatni raz widziałem ich ponad 26 lat temu, to nadal istnieją w mojej pamięci.
Co tu jeszcze można dodać?
W co graliśmy w szkole i po (czasami na wagarach)? - Gry zmieniały się w zależności od wieku i były to (w kolejności pojawiania się): cymbergaj, kierki, chlust, brydż, szachy, ruletka.

Były też wygłupy, np.
- próba rozpalania ognia poprzez pocieranie ekierką po krawędzi ławki (tylko kłęby dymu)
- wychodzenie w czasie lekcji przez okno na dach przybudówki.

Były też zdarzenia przykre: w 1973 r. samobójstwo bliżej nieznanego mi ucznia naszej szkoły.

No cóż, na tym kończę (chociaż nadal wszystko jest dla mnie tak, jakby to było wczoraj).

Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich, których poznałem, znam i będę pamiętał!
Również dla całej, dzisiejszej NASZEJ SZKOŁY!

Grzegorz Gałęzowski abs. 5a 1977

Komentarze obsługiwane przez CComment