• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

CZĘŚĆ I: MAKULA OD KUCHNI I KUCHNIA MAKULI

 

W tych dniach mija 85 rocznica urodzin najbardziej chyba rozpoznawalnego w Polsce nauczyciela Technikum Energetycznego, a przede wszystkim jednego z najbardziej znanych, szanowanych i utytułowanych polskich pilotów szybowcowych i samolotowych – Edwarda Makuli.

 

 

Urodził się 4 lipca 1930 roku w Kończycach (dziś dzielnica Zabrza). Ukończył studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach, gdzie w roku 1955 uzyskał dyplom inżyniera mechanika o specjalności technologia budowy maszyn. W latach 1954-1965 był nauczycielem „Energetyka”, w którym uczył przedmiotów zawodowych: mechaniki, technologii obróbki metali i materiałoznawstwa. W ciągu 12 lat kariery pedagogicznej lekcje z nim miało circa 800 uczennic i uczniów; w roku szkolnym 1964/65 był wychowawcą klasy IVa (późniejszej Va, rok ukończenia 1966).

 

Edward Makula, ucząc w szkole o profilu elektroenergetycznym, czyli odległym nie tylko od swego zawodu wyuczonego, ale także – a w zasadzie przede wszystkim – od swej pasji życia – latania, nie miał zielonego pojęcia, że pół wieku później historia zatoczy osobliwe koło i Technikum nr 4, spadkobierca Energetyka-Elektronika, stanie się szkołą kształcącą naziemny personel lotniczy.

 

Niejako w konsekwencji tej wolty, z końcem stycznia 2015 roku odbyła się w auli szkolnej niezwykle miła i doniosła zarazem uroczystość – nadania Pracowni Awionicznej imienia legendy polskich skrzydeł. Tym samym spełnione zostały (choć w innej formie) postulaty uczniów i wychowanków bohatera niniejszego artykułu, by upamiętnić Jego osobę przez wmurowanie specjalnej tablicy. Przy tej też okazji Klub Emerytów, Absolwentów i Sympatyków „Energetyk-Elektronik” wydał szkic biograficzny poświęcony słynnemu „Edowi”, którego mam zaszczyt być autorem.

 

Z kart owego opracowania wyłania się postać inżyniera, nauczyciela, konstruktora, ale przede wszystkim pilota – szybowcowego, sanitarnego, samolotowego. Postać żywa, nie wolna co prawda od „zwyczajnych” cech, ale jednak dość specyficzna, chciałoby się rzec – niemal półposągowa. Perfekcjonista w każdym calu: jako sportowiec i pilot – stawiający sobie zawsze najwyższe cele i je osiągający, jako nauczyciel – surowy i wymagający, czasem nawet kostyczny, choć sprawiedliwy. Używając nieco bardziej kolokwialnego języka, powiedzielibyśmy piła, sztywniak i kropkojad. A jednak – pomimo tego, że był właśnie taki i niejednemu dał się porządnie we znaki – po dziś dzień wielu absolwentów wspomina go z atencją, sentymentem, niemalże z łezką w oku. Nie każdemu wszak nauczycielowi „potomność” chce fundować tablice.

 

Jak więc było w istocie? Czy nakreślony wyżej portret „Eda” w pełni odpowiada prawdzie?

 

We wspomnianej uroczystości gościem honorowym była pani Małgorzata Makula, towarzyszka życia słynnego szybownika. Trudno zatem wyobrazić sobie lepszą sposobność do poszukania odpowiedzi na powyższe pytanie. W długich – i jak się okazało, niezwykle interesujących – rozmowach kuluarowych miałem przyjemność nawiązać znajomość z panią Małgorzatą i poznać wiele frapujących wręcz szczegółów, charakteryzujących naszego „Eda” – od kuchni.

 

Pani MM, na szczęście i na przekór oczekiwaniom, okazała się bardzo sympatycznym rozmówcą, czarującą gawędziarką, lubiącą i umiejącą w uroczy i dowcipny sposób przekazywać całe mnóstwo ciekawych, zabawnych i oryginalnych dykteryjek, traktujących o „Edzie” i o sobie, o sposobie na wspólne życie, o przyzwyczajeniach, zamiłowaniach i słabostkach. Grzechem nie do wybaczenia byłoby pozwolić, aby perełki te znikły w morzu ludzkiej niepamięci. Dlatego też bez namysłu podjąłem zobowiązanie, że – poniekąd w uzupełnieniu rzeczonego szkicu – napiszę o tym obszerny artykuł.

 

Obydwoje byli singlami z odzysku. Poznali się w połowie lat 70. – jak przystało na parę pracowników LOT-u – w samolocie. On – znany pilot, cieszący się zasłużoną sławą mistrza – wracał akurat od mieszkających w Katowicach rodziców do Warszawy. Ona – młoda stewardesa – wyraźnie zaintrygowana słynnym pasażerem, długo taksowała go uważnym spojrzeniem, dochodząc do wniosku, że jest zabójczo przystojny. Sama także musiała wpaść „Edowi” w oko, skoro – niby niezobowiązująco – wymienili się numerami telefonów.

 

Mimo, że nowy znajomy po pewnym czasie zaprosił Małgorzatę na kawę, przez długi czas nic nie wskazywało na to, że z tej mąki będzie chleb; znajomość ograniczała się bowiem do wypadów na wspólny obiad czy kolację. Jednak fakt, że – najpierw rzadziej, potem coraz częściej – latali w jednej załodze, zaliczając niezliczoną ilość rejsów po całej Europie, zrobił swoje.

 

Ukoronowaniem dojrzewającego w nich uczucia była romantyczna kolacja przy świecach (po kolejnym locie rejsowym) w ateńskiej restauracji. Tam właśnie, w ojczyźnie Homera, sirtaki i ouzo, pan kapitan oświadczył się swej stewardesie i – wśród aplauzu pozostałej części załogi – został przyjęty. Polecieli w najdłuższy – i chyba najpiękniejszy – lot swego życia, lot który miał trwać bez mała dwadzieścia lat.

 

 

Pod wieloma względami stanowili całkowite przeciwieństwo. Ed był spokojny i „do bólu” opanowany; trzeba było niemal trzęsienia ziemi, żeby go wyprowadzić z równowagi. Małgorzata natomiast – jak sama o sobie opowiada – zawsze była popędliwa, postrzelona i pełna najdziwaczniejszych pomysłów; słowem klasyczna paliwoda. Zazwyczaj mówiła szybko, lecz paradoksalnie kiedy „wchodziła na obroty”, artykułowała słowa wolno, wyraźnie i przez zęby. W takich właśnie chwilach mąż (zwany przez nią „Makulem”) mawiał: – Oho! Trzeba się ewakuować! – po czym zabierał pieski (o czym za chwilę) ze sobą i wychodził na spacer.

 

Ilustracją owej różnicy charakterów był fakt następujący: Ed (w pilociej rodzinie nazywany „Foką Jeden”) ochrzcił swoje ślubne szczęście mianem „Czarnego Września” i mawiał o niej, że jest „bombą z niewiadomym zapłonem”.

 

Wszystko to nie przeszkadzało temu, że kochali się wręcz nadzwyczajnie. Makul starał się spełniać niemal każdą zachciankę swej młodej żony, a ona tęskniła za nim bardzo podczas jego służbowych wyjazdów.

 

Usprawiedliwiając poniekąd nadane jej pseudonimy, Małgorzata słynęła z ciętego języka i szybkiej riposty. Przekonywały się o tym różne osoby, które w taki, czy inny sposób zalazły jej za skórę, bądź też próbowały za wszelką cenę coś udowodnić. Nie przysparzało jej to zwolenników, ale nie przejmowała się tym zbytnio.

 

Obydwoje bardzo lubili zwierzęta, w szczególności psy. W małym blokowym mieszkanku zawsze mieli kilku czworonożnych lokatorów, m.in. żółwia, z którym bokser o imieniu Gaspar zabawiał się w sposób dość szczególny. Podrzucał go mianowicie mordą po całym pokoju – wedle stwierdzenia Małgorzaty – „grał nim w golfa”, ale żółw, jak to żółw, pozostawał niewzruszony.

 

Inną wspólną namiętnością lotniczej pary były podróże. Każdy urlop spędzali na zazwyczaj dalekich wojażach, zwiedzając najróżniejsze egzotyczne kraje, na niemal wszystkich kontynentach. Ponieważ Małgorzata w sposób szczególny upodobała sobie karnegie olbrzymie, podczas jednej urlopowej przygody zwiedzili słynny Park Saguaro w Arizonie, podziwiając znajdujące się tam liczne osobliwości przyrody. Prócz Stanów (i, rzecz jasna, Europy) państwo Makulowie zwiedzili m.in. Meksyk, Boliwię, Peru, a także Sigapur, Tajlandię i Australię.

 

Nie wiedzieć czemu, Edward nie lubił być fotografowany. Podczas wspólnych spacerów i wojaży urlopowych Małgorzata często próbowała robić mu zdjęcia, na co reagował niemal alergicznie, wołając nieodmiennie: – Gocha, no!

 

 

Mimo zamiłowań podróżniczych, Edward był raczej typem domatora. Kiedy po wielu godzinach pracy za sterami wracał z lotniska do domu, najchętniej zagłębiał się w fotel i z widoczną przyjemnością słuchał muzyki klasycznej, która go relaksowała i odprężała. W szczególności lubił utwory Mozarta i Mahlera. Stronił za to od bywania na salonach, dziś powiedzielibyśmy, iż nie miał „parcia na szkło”; nie trawił też dziennikarzy i udzielania wywiadów. Wyjątki w tej mierze zdarzały się naprawdę rzadko. Małgorzata – niczym westalka, chroniąc prywatność domowego ogniska, z wrodzoną stanowczością czuwała nad tym, aby żurnaliści i liczni fani (fanki) nie zatruwali mężowi życia. Skutków owej stanowczości doświadczył m.in. jeden z wielce obecnie szanowanych dziennikarzy, red. Tadeusz Sznuk, o czym (i o wielu innych sytuacjach) szerzej w drugiej części niniejszego opracowania.

 

Pani Makulowa również uwielbiała (i uwielbia nadal) muzykę, zwłaszcza taką, która wprawia ją w romantyczny nastrój. Idolem Małgorzaty pozostaje od lat wielu słynny kataloński tenor Jose, a właściwie Josep Carreras. Jak sama powiada – kiedy słyszy jego głos, zdolna jest do czynów nieodpowiedzialnych. Nie może zatem dziwić fakt, że bywała obecna na wszystkich jego koncertach w Polsce, a któregoś razu, aby właściwie wyrazić swoje uwielbienie dla mistrza, wręczyła mu specjalnie namalowany jego portret i wygłosiła specjalny speech po katalońsku, uprzednio wykuwszy go na blachę. To się nazywa miłość od pierwszego usłyszenia!

 

Jednym ze znaków firmowych Eda były koszule w kratę oraz niebieskie spodnie, harmonizujące zresztą z kolorem jego oczu. Ubierał się tak niemal zawsze, jeśli tylko nie musiał wbijać się w służbowy mundur, czy w garniak. Niczym dobranockowy smok Mlekopij uwielbiał mleko, zwłaszcza zimne; podczas każdego lotu musiał mieć obok siebie słusznych rozmiarów kubek owego napoju. Nie przywiązywał zbytniej wagi do swych trofeów sportowych. Onego czasu, będąc z żoną na wystawie psów, zawiesił zdobyte przez siebie medale na szyi wspomnianego wcześniej boksera, „aby mu nie było przykro, że inne pieski są medalistami”.

 

W przeciwieństwie do Małgorzaty lubił i umiał gotować, często nawet wymyślne potrawy. Preferował jednak kuchnię pikantną, co nie do końca konweniowało żonie. Mimo to nie kaprysiła i ze smakiem konsumowała kulinarne dzieła męża; w szczególności lubiła jego (ponoć niepodrabialne) placki ziemniaczane. Edowi bynajmniej nie przeszkadzał zupełny brak kuchennego zacięcia małżonki. „Nie ożeniłem się z tobą dla gotowania i latania na miotle” – mawiał. Myślę, że ta – przyznać trzeba raczej nietuzinkowa – specjalność naszego króla przestworzy w pełni tłumaczy przewrotny nieco tytuł tego artykułu.

 

Na pozór poważny, stateczny i ułożony pan kapitan miewał czasami zgoła niepoważne pomysły. Onego czasu bawił się na przykład z Małgorzatą w chowanego… pod samolotem, stojącym na płycie lotniska w Madrycie. Innym razem, w szerszym gronie przyjaciół, wraz z kilkoma innymi panami, przebrał się w damskie fatałaszki i z dużym wdziękiem udawał… panią Makulową.

 

Nie przepadał za alkoholem, pijał go rzadko i przy specjalnych okazjach. Palił za to jak smok (bynajmniej nie Mlekopij), co zresztą stało się przyczyną jego poważnych kłopotów zdrowotnych. Po zakończeniu kariery pilota, przez pewien czas pełnił funkcję Stationsleitera na lotnisku w Hamburgu. Stamtąd właśnie, na skutek pęknięcia aorty, został przewieziony do znanej kliniki św. Jerzego i niemal cudem uniknął śmierci. Po kilkumiesięcznym leczeniu wyzdrowiał, ale otrzymał surowy zakaz palenia papierosów, którego jednak nie miał zamiaru przestrzegać.

 

W ogóle, jeśli chodzi o zdrowie, to Ed miał z nim spore perturbacje. Oprócz operacji wyrostka robaczkowego (w następstwie ataku podczas pilotowania samolotu sanitarnego w latach 60.) przeszedł także operację resekcji żołądka, ponadto miał problemy z kręgosłupem, które pojawiły się w wyniku przymusowego lądowania szybowca w przygodnym terenie. Choć pozostał dziarski do końca, nie było mu dane dożyć sędziwego wieku. Odszedł, mając zaledwie 65 lat.

 

Mam niepłonną nadzieję, że zapis swoistego „wywiadu-rzeki”, czyli rozmów przeprowadzonych z panią Małgorzatą pozwoli Wam, drodzy Czytelnicy, spojrzeć w pełniejszym świetle na postać Edwarda Makuli, człowieka, który „sam tworzył swoją nieprzeciętność”.

 

(ciąg dalszy nastąpi)

 

 

 

 

Komentarze obsługiwane przez CComment

Nasze forum

new
Zapraszamy na nasze Forum !!

Ostatnio zarejestrowani

  • Zygmunt
  • HUBANC
  • Mojra
  • MJaskulski
  • bazyli

Popularne

Zegar

Reklamy