Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Mundial 2018 jest już na półmetku. Niestety, nie zapisze się dobrze w naszej pamięci. Dla poprawienia nastroju proponuję zatem retrospektywną wyprawę do innego mundialu, sprzed 44 lat, który wtedy nie był jeszcze mundialem, a zwał się po prostu WM 74 (Weltmeisterschaft 74). Tak się złożyło, że w trakcie tych, jakże dla nas szczęśliwych, mistrzostw miała miejsce moja niezapomniana wycieczka do Kraju Rad.
Niedawno, całkiem przypadkowo, wpadły w moje ręce pożółkłe, niemal rozpadające się karty informacyjne o wycieczce Ogólnopolskim Młodzieżowym „Pociągiem Przyjaźni” do Wołgogradu, Rostowa nad Donem (notabene aren obecnego mundialu) i Uljanowska. Jak to się stało, że znalazłem się w kilkusetosobowej grupie młodzieży z całej Polski?
W pamiętnym  roku 1974 odbywały się eliminacje konkursu „Czy znasz Kraj Rad?” Tym razem dotyczyły ówczesnych republik zakaukaskich: Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu. Tematyka ciekawa, tyle tylko, że dostępne źródła oczywiście jedynie w słuszny sposób przedstawiały dokonania i historię tychże zaanektowanych krajów. Ale nie o tym. Dzięki niezawodnej „Tiszynie”, czyli prof. Marii Paczosze, która udostępniła mi swoje własne materiały (encyklopedie i inne podobne wydawnictwa) mogłem przygotować się na tyle, że wygrałem eliminacje szkolne, a potem miejskie. Nagrodą za to była właśnie wycieczka wspomnianym „Pociągiem Przyjaźni” na przełomie czerwca i lipca 1974 roku.
Od tej pory mija dokładnie 44 lata. Obecna rzeczywistość jest tak diametralnie różna od tej sprzed blisko czterech i pół dekady dekad, że opowieść ta brzmieć może dla co młodszych czytelników jak bajka o żelaznym wilku. Wspomnę więc jedynie, że w tamtych czasach jakiekolwiek wyjazdy zagraniczne (nawet do tzw. demoludów) były ściśle reglamentowane (na zasadzie wyjątku) i stanowiły niebywałą atrakcję, zwłaszcza dla dziewiętnastoletniego młodziana, jakim byłem wówczas. Nie należy zapominać także o względach prestiżowych – miałem wszakże reprezentować naszą szkołę na forum – jakby nie było – zagranicznym.
Rzecz jasna, aby w ogóle myśleć o wyjeździe, trzeba było wyrobić sobie paszport, a ściślej wkładkę paszportową wielokrotną (tak naprawdę jednokrotną, bo po powrocie trzeba ją była zaraz oddać). Ile było z tym zachodu to – mówiąc kolokwialnie - w dzisiejszej pale się nie mieści. Trzeba było także uskutecznić wymianę. Niestety, mój uczniowski portfel (choć zasilony grantem rodzicielskim) nie przedstawiał się zbyt okazale, więc wymieniłem ledwo 100 rubli – 10 czerwonych biletów z podobizną wodza rewolucji.
Impreza miała wymiar ogólnopolski, to znaczy brała w niej udział młodzież (choć jak się później okaże nie tylko) z całego kraju.  W Katowicach odbyło się spotkanie naszej, śląskiej grupy. Jak już wspominałem, były trzy podgrupy: Rostów nad Donem, Uljanowsk i Wołgograd, po 110 osób w każdej. Los sprawił, że znalazłem się w grupie trzeciej. Jak to zwykle bywa, szybko nawiązałem nowe znajomości i już wkrótce nasza grupa była całkiem zintegrowana.
W międzyczasie na boiskach RFN rozpoczęły się owe słynne mistrzostwa. W porze rozpoczynania się meczów życie w mieście całkowicie zamierało. Mimo, że telewizorów było znacznie mniej niż dziś i były czarno-białe, praktycznie wszyscy gromadzili się przed szklanymi ekranami. 15 czerwca Polska niespodziewanie pokonała 3-2 Argentynę, która w tamtych latach należała do najlepszych drużyn świata.  Kiedy cztery dni później rozgromiliśmy Haiti, a 23 czerwca wygraliśmy 2-1 z bardzo groźnymi Włochami, wśród rodaków zapanowała istna euforia.
Nazajutrz jednak trzeba było się spakować i skoro świt wyjechać do Warszawy.
Stolica przywitała nas rozkopanym całkowicie śródmieściem, budowa Dworca Centralnego bowiem wkroczyła w decydującą fazę. O 16.00 zameldowaliśmy się w sali kina „Aurora” na ul. Kredytowej, gdzie nastąpiła rejestracja i zapoznanie z kierownikiem grupy. Odebraliśmy znaczki paszportowe, deklaracje celne i (ma się rozumieć!) materiały propagandowe.
Po odprawie informacyjnej pojechaliśmy na Dworzec Gdański, gdzie rozlokowaliśmy się w podstawionych wagonach (czteroosobowych i sypialnych na dodatek!). Wreszcie o 20.15 „pojezd drużby” ruszył w kierunku Brześcia.
 
 (ciąg dalszy nastąpi)
Zapraszam do lektury innych artykułów na tym blogu!
Krzysztof Woźniak Va 1975

Komentarze obsługiwane przez CComment