• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Rzecz działa się dokładnie 50 lat temu. Klasa Vd, na trzy miesiące przed maturą, postanowiła koniecznie wybrać się na wycieczkę tzw. „naukową”, połączoną ze zwiedzaniem zakładu przemysłowego. Podejmując swe starania, przyszli maturzyści nie mieli zielonego pojęcia, że ich wyjazdowa przygoda będzie miała tak niebywały przebieg…

 

 

Ze względu na walory turystyczne, wybór padł na Bielsko-Białą i jeden z jej wiodących zakładów, a  mianowicie Bielską Fabrykę Maszyn Włókienniczych „Befama”. Wszystkie formalności, włącznie z wysłaniem pisma do zakładu, zostały dopełnione. Wyjazd miał nastąpić w sobotę, 17 lutego, a na opiekunów klasy zostali wyznaczeni: wychowawczyni klasy - Maria Brzeżańska (czyli popularna Eryka”) oraz Antoni Piotrowski (nie mniej popularny „Szewc”). Młodzież w szampańskich nastrojach, choć nie całkiem w turystycznych strojach - bez plecaków, ale za to z teczkami - zameldowała się w szkole. Ustalone było, że po czterech lekcjach (sobota w owych czasach była normalnym dniem nauki) klasa zostaje zwolniona i wyjeżdża do Katowic.

Można sobie wyobrazić jakie zdumienie i rozczarowanie przeżyli - na tę chwilę niedoszli - wycieczkowicze, kiedy okazało się, że z powodu nagłej niedyspozycji „Szewca” impreza zostaje odwołana. Tę właśnie hiobową wieść oznajmiła swoim wychowankom „Eryka” w zrazu wspaniale zapowiadający się sobotni poranek. Niedawna radość z wyjazdu ustąpiła załamaniu i grobowemu nastrojowi. I kiedy wydawało się, że wszystko stracone, grupka 5-6 uczniów zdecydowała się na desperacki krok. W trakcie dużej przerwy pobiegli do mieszkania „Szewca”, które mieściło się przy ul. Batorego. Gospodarz przywitał ich w drzwiach w piżamie i z nieodłącznym papierosem w ustach.

- Panie magistrze (tak bowiem należało zwracać się do prof. Piotrowskiego), czemu pan nam to robi, czemu pan z nami nie jedzie, myśmy się tak cieszyli… - zagaił sprawę jeden z wysłanników. „Szewc” popatrzył na zawiedzione, bliskie płaczu uczniowskie miny i powiedział:

- Chłopaki, tak między nami, to ja nie chciałem jechać tylko ze względu na „Erykę”…

W tym momencie Piotrek, wójt klasy, podjął błyskawiczną decyzję:

- Panie magistrze, w takim razie „Eryka” nie pojedzie!

- Jak to nie pojedzie? – zdumiał się „Szewc”.

- My to już jakoś załatwimy! Niech pan tylko będzie na dworcu w Katowicach o 13.00!

Kiedy „pan magister” obiecał, że się stawi, delegaci w te pędy pognali z powrotem. Trochę się spóźnili na lekcję, ale najważniejsze było to, że Vd „znów” jedzie na wycieczkę! Co prawda samowolnie, ale zgodnie z wcześniejszym planem, klasa po czwartej lekcji zmyła się ze szkoły i „ze śpiewem na ustach” podyrdała na przystanek tramwajowy „szóstki” przy pl. Sikorskiego.

Tak przed laty podróżowało się legendarną "szóstką"

„Szewc” dotrzymał słowa i czekał na swych podopiecznych na katowickim dworcu. - No i jak, załatwiliście?

- Tak, panie magistrze, załatwiliśmy, dyrektor się zgodził… - bez mrugnięcia okiem zełgał Piotr, po czym (za plecami nic nie podejrzewającego nauczyciela) ze stoickim spokojem zadzwonił z dworcowej budki do szkoły, powiadamiając sekretarkę (a była nią wówczas pani Sochacka), że „zgodnie z planem Vd pojechała na wycieczkę”.

Tu wycieczkowicze mieli się pojawić... (fot. współczesna)

W trakcie podróży rozochocona młodzież wpadła na kolejny „genialny” pomysł. Ponieważ ojciec Romka (jednego z uczniów) był dyrektorem ówczesnych Bielskich Zakładów Urządzeń Technicznych „Befared”, syn załatwił pismo, stwierdzające, że „klasa Vd Technikum Energetycznego w Bytomiu zwiedzała BZUT w dniu 17 lutego 1968 r.”.

...a tutaj pojawili się.... wirtualnie

Mając zapewnioną taką „d…krytkę”, spryciarze uznali, że naukową część wycieczki mają zaliczoną i bez zbędnej straty czasu ruszyli w góry. Najbliższym celem była Szyndzielnia, którą osiągnęli w dość krótkim czasie.

Schronisko na Szyndzielni (fot. współczesna)

Na szczycie jednak okazało się, że schronisko jest zapełnione po brzegi (był przecież weekend i pełnia sezonu), w związku z czym grupa wzięła kurs na nieodległy Klimczok. Tu los się do nich uśmiechnął, chociaż jedynie półgębkiem, bo dla ośmiu młodzianów znów zabrakło wolnych miejsc.

Schronisko na Klimczoku (fot. współczesna)

Zostawiwszy swych towarzyszy z opiekunem w schronisku, „pechowcy” ruszyli w dalszą drogę i z Siodła pod Klimczokiem zeszli do Szczyrku, gdzie znaleźli kwatery prywatne. Dobrze, że wśród owej dzielnej ósemki znajdował się wójt klasy, on bowiem dysponował kasą. Resztę dnia spędzili już całkiem przyjemnie. Najpiew pokrzepili nadwątlone siły obfitym posiłkiem, a potem do późnej nocy grali w brydża – akurat były ich dwie czwórki.

Na szlaku z Klimczoka do Szczyrku...

Nazajutrz, w niedzielę, czekała ich powrotna wspinaczka na Klimczok, gdzie zastali resztę kumpli w różowych nastrojach, popijających w najlepsze piwko i palących papierosy z „Szewcem”. Już w komplecie spożyli obiad, po czym cała grupa rozkoszowała się urokami zimy opodal schroniska. W przystępie dobrego humoru któryś z dowcipnisiów poddał pomysł, aby wysłać pocztówkę z wycieczki do… Eryki. Podchwycono go z aplauzem i wszyscy uczestnicy podpisali się swoimi klasowymi pseudonimami. Na pamiątkę udanej imprezy jej uczestnicy zrobili sobie pamiątkową fotografię z udziałem miejscowego personelu, w tym dość licznej grupy kucharek. Wśród młodzieży, nieco z lewej strony, widać charakterystyczną sylwetkę „Szewca”. Niektórzy mieli nawet narty - z charakterystycznymi w tym okresie wiązaniami telemarkowymi.

 

Klasa Vd ze swym opiekunem i personelem schroniska pod Klimczokiem

Jednak wszystko co piękne szybko się kończy - wieczorem trzeba było zebrać manatki i udać się w drogę powrotną. Jak było do przewidzenia, w poniedziałek 19 lutego, od samego rana ciemne chmury zaczęły się gromadzić nad Vd. Widomym tego znakiem była wizyta w klasie „Eryki” w towarzystwie dyr. Borowca, który bez ogródek oznajmił, że w związku ze swym samowolnym wybrykiem klasa zostanie rozwiązana. „Eryka” nie pozostała w tyle i właściwą sobie emfazą oświadczyła dyrektorowi, że składa rezygnację z wychowawstwa. Wszystko było obliczone na to, aby na delikwentów padł blady strach i efekt, rzecz jasna, został osiągnięty. Nie należy zapominać, że działo się to dwa i pół miesiąca przed maturą.

W tym nieco dramatycznym momencie, powodowany nagłym impulsem Tadzio podniósł rękę do góry, po czym wstał i powiedział:

- My chcieliśmy bardzo przeprosić za nasze zachowanie. To było głupie i nieodpowiedzialne z naszej strony…

- Tak, tak, my bardzo przepraszamy! – podchwyciła chóralnie i skwapliwie reszta.

Jak się wydaje, owa publiczna ekspiacja była właśnie tym, na co pan dyrektor czekał, bo dość szybko wykazał swoją wspaniałomyślność i odstąpił od zamiaru rozwiązywania klasy. Widząc to „Eryka” też złagodniała i nie obstawała już przy swej rezygnacji. Nie bez znaczenia był tu fakt, że klasa była dobra i miała ponadprzeciętne wyniki w nauczaniu, dlatego też dyrekcja niezbyt chciała posuwać się do ostateczności.

Bohaterowie opowieści przed budynkiem szkolnym. Od dołu siedzą od lewej: Jerzy Danielczok, Henryk Matysik, Piotr Przanowski, Karol Reszka. Stoją w pierwszym rzędzie: Krzysztof Świszcz, Florian Knapik, Bogumił Jaeschke, Andrzej Pagacz, Lech Kasperek, Krystian Smolarczyk, Jerzy Szprot, Jerzy Klamut i Roman Kopeć. W drugim rzędzie (twarze niezupełnie widoczne); Krzysztof Błach, Jerzy Namysłowski, Piotr Wysłuch, Wiesław Kucharski, Tadeusz Widera i jeszcze skrawek głowy pod ścianą, której nie jestem w stanie rozpoznać. Siedzący i stojący przy płocie: Kazimierz Galwas, Henryk Tudyka, Michał Pielot i Tadeusz Stich. Obok z przodu: Leonard Orłowski i Paweł Gojowy, a za nimi: Stanisław Sroka, Andrzej Fogel, Jerzy Wyrwich, Jan Korzeniowski, Jan Frącek i stojący na płocie pod ścianą Piotr Wilamowski.

Kiedy wydawało się, że wszystko rozejdzie się po kościach, atmosferę ponownie podgrzała nieszczęsna pocztówka, która po paru dniach dotarła do adresatki. „Eryka” znów się obraziła i, prawdę rzekłszy, miała ku temu powody, bowiem pozdrowienia z „takiej” wycieczki bardziej niż trochę zakrawały na kpinę.

Na szczęście za parę dni przypadał Dzień Kobiet. Skruszeni winowajcy nie omieszkali skorzystać z nadarzającej się okazji – na lekcji wychowawczej przywitali Panią Profesor bukietem kwiatów, stosownymi życzeniami i przeprosinami. Koniec końców „Eryka” dała się udobruchać, jednak po chwili niespodziewanie wyjęła ową „kryminogenną” pocztówkę i z zainteresowaniem jęła się dopytywać „who is who”, bowiem, jako się rzekło, dowcipnisie podpisali się jedynie klasowymi pseudonimami.

- „Jorguś” to chyba Jurek, co? A kto to jest „Wiluś”? Aha, to Piotrek – pewnie od nazwiska? A „Helmut”? – Aaa, to Heniek…. Słuchajcie, ale kto to jest „Chyła” to nie mam pojęcia. To ty Tadziu? Czemu Chyła? Od tego samego imienia? No tak… - Reszta lekcji upłynęła w jak najlepszej zgodzie.

Gwoli wyjaśnienia wypada dodać, że właśnie wtedy Tadeusz Chyła był jednym z najpopularniejszych polskich piosenkarzy, a jego słynną „Balladę o cysorzu”, którą klasowy Tadzio często podśpiewywał, znała cała Polska.

Finał całego wydarzenia nastąpił podczas pomaturalnego komersu wszystkich absolwentów rocznika 1968. Kiedy dyrektor Wieruszewski wymieniał najlepszych uczniów z poszczególnych klas i doszedł do Vd, Eryka uznała za stosowne (sama od siebie!) dorzucić kilka nazwisk do ogłaszanej przez niego listy. Wyszło więc na to, że niedawni „przestępcy” stali się najlepszą klasą roku. Wszystko zatem dobre, co się dobrze kończy.

 

A tak prezentowali się omc maturzyści przed niedawno odsłoniętym Pomnikiem Powstańców Śląskich w Katowicach: 

Stoją od lewej: Kazimierz Galwas, Wiesław Kucharski, Jerzy Klamut, Tadeusz Stich, Jan Frącek, Henryk Tudyka, Wacław Michalski, Leonard Orłowski (zakrył twarz przypadkowo dłonią), Henryk Stasz (nie ma go na tableau), Jan Korzeniowski, Tadeusz Kałuszka, Tadeusz Antosiewicz, Jerzy Wysłuch, Lech Kasperek.

Poniżej: Andrzej Pagacz, Jerzy Wyrwich, Andrzej Fogel, Jan Bawełek, Karol Reszka, przed nim Piotr Wilamowski, Krzysztof Świszcz, Stanisław Sroka, za nim Jerzy Namysłowski i Michał Pielot.

 
Kolorowe tableau Vd 1968 możesz zobaczyć TUTAJ.
Zapraszam do lektury innych artykułów na tym blogu!
 
Krzysztof Woźniak Va 1975

Komentarze obsługiwane przez CComment

Zegar

Popularne

Reklamy