• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

 

Wakacje A.D. 2017 zbliżają się powoli do końca. Ale zanim miną, proponuję parę wakacyjnych impresji o lecie, słońcu, górach, jeziorach i pięknie otaczającego nas świata - aby było co wspominać podczas długich, jesiennych wieczorów...

 

Na początek - trochę o morzu i Mazurach:

Onego czasu miałem przyjemność wypoczywać w hotelu „Galindia” nad jeziorem Bełdany. Siedzę ja sobie w hotelowej świetlicy, aż tu nagle w drzwiach staje potężnych rozmiarów nowofundland i obiera kurs wprost na mnie. Zrobiło mi się ciut nieswojo, ale zwierzak po prostu położył swój wielki łeb na moich kolanach, najwyraźniej domagając się karesów. Ponieważ bardzo lubię psy, podrapałem go za uszami, co wprawiło czworonoga w absolutny błogostan. Parę chwil później pojawiła się właścicielka psa (i hotelu zarazem) wołając: - Ubek, no co ty wyprawiasz!

Na moją uwagę, co do oryginalności psiego imienia, niewiasta machnęła tylko ręką i odparła:

- To mój mąż go tak ochrzcił. Panie, co ja już z tym mam… i opowiedziała mi taką oto historyjkę z morałem:

 SATYRA NA UBEKA

 

 

Kanikuła w pełnej krasie,

Sopot, molo (lipiec zda się),

Piękny widok cieszy oczy.

Po pomoście jejmość kroczy,

A przy nodze z nią do pary,

Żywej wagi dwa cetnary,

Pieski Universum Mister - 

Nowofundland barwy bister.

Dodać tutaj się ośmielę,

Że psu - niezbyt myśląc wiele –

Dano dość szczególne miano,

Bo Ubekiem go nazwano.

Wokół słychać disco-polo,

A wśród tłumu, co na molo

W tę i we w tę się przelewał,

Kot na słońcu się wygrzewał,

I swój pyszczek mył łapkami.

Brytan w skok - i jak tsunami

Roztrącając wszystkich wokół,

Ruszył naprzód z iskrą w oku,

Kędy kot się prężył błogo;

Wyrwał smycz i hajda w pogoń!

Jejmość, widząc te brewerie,

Wpada nieomal w histerię:

- Ubek! Ubek! - głośno woła.

Pierzcha w trwodze tłum dokoła,

Nie zważając na przeszkody,

Co płochliwsi - wprost do wody.

Tęga się zrobiła draka:

Kot gdzieś w diabły dał drapaka,

Zaś na molo został tandem:

Pani z swym nowofundlandem,

Bowiem wszyscy -bez obrazy - 

Wiali, niczym od zarazy.

Morał stąd dla pań i panów:

Lepiej dobrze się zastanów,

Gdy rozsądnym jesteś człekiem,

Nim kogoś nazwiesz ubekiem;

Nie wiesz chyba, co Cię czeka:

Nie dość, że najpierw oszczeka,

To popędzi jeszcze kota - 

Taka z ubekiem robota.

 

 

Jedne z moich najpiękniejszych wrażeń podczas pobytu na Mazurach wiążą się ze spływem Krutynią:

SONET KRUTYŃSKI

Wpłynąłem na Krutyni pojezierne wody;

Dziób łodzi nurt leniwy na poły rozdziela,

A oko zachwycone spojrzeć się ośmiela,

Kędy ptaki wędrowne odprawują gody.

 

Wokół - Semiramidy wiszące ogrody:

Tu ols czarny, tam brzoza białą szatą strzela,

Przecudny chram natury klejnoty rozściela,

A z brzegów drzew sędziwych kłaniają się brody.

 

Śnieżny łabędź z szuwarów dostojnie wypływa,

Żuraw wzbija się wolno w błękit rozedrgany,

Wśród zarośli na ryby czyha czapla siwa.

 

Pozostawiam za sobą świat zaczarowany;

Przed łodzią się otwiera, niczym wodna niwa,

Perła jezior mazurskich – wspaniałe Bełdany.

 

 

Pora na strof kilka o Beskidach, a konkretnie o szczególnie bliskim memu sercu Beskidzie Małym:

O MÓJ BESKIDZIE...

 

O mój Beskidzie, dzieciństwa kołysko! 

Ty mnie uczyłeś, śląskiego mieszczucha,

Gdym zieleń twych szczytów miał przed sobą blisko

Jak patrzeć by widzieć, jak by słyszeć – słuchać.

 

Kiedym cię witał po roku nauki,

Cieszyłeś widokiem me oko wędrowca;

Szumiały nade mną twe świerki i buki,

Nieba dosięgając ze stoków Leskowca.

 

Wśród cienia obłoczków płynących leniwie

Ścieliłeś przede mną jagodne polany,

Kędy w dal wpatrzony chłonąłem łapczywie

Skowronkowym trelem błękit rozedrgany.

 

 

A w dolinie - wioska i wieża kościoła,

W drzew szpalerze wstęga wijącej się szosy;

Dzwon kościelny do dom na odwieczerz wołał,

Z pól odzew mu grały żeńców znojne kosy.

 

Jak piękne to chwile i niezapomniane,

Których bym przenigdy na inne nie zmienił!

Gdy opuszczać przyszło zakątki kochane

Żegnałeś mnie tchnieniem złocistej jesieni.

 

Po sonacie lata kiedy przywdziewałeś

Żółtopurpurowy, cudny strój paradny

Bym miał gdzie powrócić - w dłoni zostawiałeś

Nić babiego lata - niczym nić Ariadny.

 

LETNI WIECZÓR

 

W blasku złota włodarz dnia letniego tonie

Malując nieboskłon po zachodniej stronie;

Różowieje obłok, płoną szczyty sosen,

Traw kobierzec czeka na wieczorną rosę.

Rześki wietrzyk roztrąca drzemiący łan pszenny,

Czule zaszeleści w listkach drzew wpółsennych,

Zakołysze lekko wczorajsze maliny,

I muśnie policzek - jak oddech dziewczyny.

Przygasają zwolna zorze wieczorowe,

Świerszcze zaczynają tremolo skrzypcowe;

Świetlik żywą iskrą pełga w dzikim winie

I nietoperz mignie w szybkiej pantominie.

Żółte georginie - za dnia miłe oku

Jak złoty aureus jarzą się w półmroku.

Zmierzchowa godzina - z aromatów tkana:

Płynie z łąk skoszonych zapach ziół i siana

Lilia z heliotropem na kwietnym gazonie

Niczym afrodyzjak rozsiewa swe wonie,

A na przyzbie w głowie zawraca maciejka;

Zmierzchowa godzina – letnia czarodziejka!

Firmament się zwolna granatem zasnuwa,

Tylko pies z oddali daje znać, że czuwa.

Już na hipodromie Wielki Wóz i Mały:

Aż do zórz porannych będą się ścigały.

Płynie łódź Selene nad milczącym lasem,

Powlekając wszystko srebrzystym lampasem;

Zmienia Hesperyda, choć ledwo to słyszę

Wieczorne adagio w nokturnową ciszę.

Sen skleja powieki – wolny, ociężały

Od marzeń – zbyt pięknych by spełnić się miały.

 

 

A teraz nieco ironiczny wiersz (a w zasadzie ballada), który opisuje moje ogrodowe perypetie z pewnymi (wbrew pozorom sympatycznymi tylko na obrazku) zwierzątkami. Jest to zarazem hołd pamięci niedawno zmarłego Wojciecha Młynarskiego, mego niedościgłego mistrza.

 

BALLADA O KRETACH

 

W cavatinach, przyśpiewkach, kupletach

Nader rzadko jest mowa o kretach,

A rzec muszę, że mnie, niestety,

Wkurzają krety!

 

Nie wiadomo czy toto ma szyję,

Ale ryjek ma - i nim wciąż ryje

Zimą, latem, wysoko, czy nisko,

Swe kretowisko.

 

Ryje wciąż, ale z tym się nie zdradza,

No i właśnie się na tym zasadza,

Jak znanego w PRL-u Miecia,

Robota krecia!

 

Niszczą trawnik mi bestie doszczętnie,

Dzień i noc grzebiąc w nim konsekwentnie,

Denerwacje za nic mają moje

I robią swoje!

 

Stwory te - muszę przyznać otwarcie -

Nasuwają mi myśl nieodparcie:

Wiele z władzą (i pojąć to dają)

Wspólnego mają!

 

Wszak metody ich są dość toporne

I na wszystko są niemal odporne,

Na perswazję, karbidy, dym siny,

Nawet na szczyny!

 

Więc w rozpaczy zaczynam gryźć palce,

Mają bowiem w nierównej tej walce

Argumentów tę moc niewzruszoną:

Są pod ochroną!

 

Pełen bólu i pełen frustracji,

Widzę, że przyjdzie mi w desperacji

Sięgnąć po ostateczne konkrety,

By zwalczyć krety!

 

Przeto jasne to dla mnie się staje,

Że w tej wojnie mi już pozostaje,

Czy z wieczora to zrobię, czy z rana,

Jedynie granat…

 

Na koniec - żartobliwy wakacyjny wierszyk, który napisałem dla mego wnuka, Kubusia. Jego osobliwość (wiersza naturalnie) polega na tym, że jest trójzgłoskowy, co jest cechą dość rzadko spotykaną wśród wierszy:

 

GDYBY SZPAK...

 

Gdyby szpak

Chodził wspak,

Toby kos

śmiał się w głos,

A z nim czyż

Rżałby tyż,

No, a gil

W kilka chwil

Wpadłby w szloch,

Robiąc foch.

Czarny nur

Zbyłby piór,

Drop by wąs

Puścił w pląs.

Z nerwów paw

Żarłby szczaw,

Wróbel zaś

Jadłby jaś.

„Warkę Strong”

Piłby bąk,

Za to drozd

Miałby post.

Z szyi strzęp

Zdarłby sęp,

W mig by krzyk

Podniósł kszyk,

Padłby kruk

Wprost na bruk.

Powstałby

Nastrój zły

I ból głów

Pośród sów,

Niemal zgon

W stadzie wron

Oraz szok

W bandzie srok.

Struś, że kiep,

Zaraz łeb

W piach by pchał

I tak trwał.

Rwałaby,

Choć przez łzy,

Wszelką więź

Z gęsią gęś,

Łkałby jer

Pośród szkier,

Dzięcioł pstry

Także by

Łkał i kuł,

Pół na pół.

Łez by zdrój

Zalał sój-

Kę, a krew

Parę mew.

Jakiż cud,

Że nam w przód

Skacze szpak

A nie wspak!

 

Krzysztof Woźniak Va 1975

Komentarze obsługiwane przez CComment

Zegar

Popularne

Reklamy